poniedziałek, 3 października 2011

Małe wycieczki (część 3)... / Out and about (part 3)

DeZealowa Mama i deZealowy Tata są właśnie w drodze na lotnisko. Już mi smutno... Dlatego na pocieszenie kolejny post z okolicznych wypraw krajoznawczych. Tym razem jeden post z dwóch wycieczek, jako że obydwie były wyprawami po Dartmoor. Pierwsza to kamienny krąg Scorhill. Jest to niezwykle urodziwe miejsce... jest cicho i spokojnie. O, proszę:

 * * *

DeZeal's parents are just now on their way to the airport and I feel sad already:( Therefore to cheer myself up a bit I'm going to write another post about our little trips. This time I will include two trips, as they both were trips around Dartmoor... The first one was a Stone Circle in Scorhill. It is a lovely place indeed... peace, silence and beauty of the unspoilt world is all around you:





 



Od kamiennego kręgu dzieli nas bardzo niedaleki spacerek do Wallabrook. Również i tutaj nie unikniemy kamieni, choć nie są one ułożone w krąg. Są kamienie małe i są kamienie duże:)

* * *

From the stone circle there is only a short stroll to Wallabrook. Lots of stones can be found here as well, although these are not laid in a circle:) You can find small stones, and quite big stones (I suppose some of them can be rolling stones, too, hahaha)


Ten poniżej na przykład ma ponoć właściwości uzdrawiające. W celu uzdrowienia należy się  przedostać przez dziurę w kamorku. My zdecydowaliśmy jednak, że nie będziemy próbować:)

* * *

This one for example is suppose to be a healing stone. To use its healing abilities one has to climb through the hole in the stone. We decided not to try though:)




A poniżej kamienny (tak, tak) most, po którym można przedostać się na drugą stronę Wallabrook:)

* * *

And underneath a clapper bridge (yes! it is made of stone as well), which you can use to cross the brook:)


Znaleźliśmy też miejsce obfitujące w grzyby. Były grzybki jadalne, i kompletnie niedające się do spożycia:) Grzybki małe i grzybki całkiem spore:)

* * *

We also visited one of vonZeal's secret spots - "mushroom stores". There were lots!!!!! There were edible ones and ones you would not like to put on your plate:) There were little ones, and quite big ones...

Niektóre grzybki były, powiedziałabym, całkiem ogromne:)


* * *

Some of them were pretty enormous:)


 


Znalazło się też trochę czasu na krótki odpoczynek w cieniu darmoorskich drzew. Towarzystwa dotrzymywały nam dwa urocze zwierzątka:)

* * *

We manage to find some time to have a quick rest in the shade of Dartmoor trees, where we were accompanied by two lovely creatures:)




A swoją drogą popatrcie. Przez całe lato w Moorlandowej Krainie było zimno i padał deszcz - było to najgorsze lato, jakie pamiętają najstarci dartmoorscy "górale". A tu proszę, przyjechali sobie deZealowi rodzice i pogodę iście letnią przywieźli:) Mam nadzieje, że nie zabrali jej dzisiaj ze sobą z powrotem...

* * *

By the way, I really don't understand it. This was absolutely the worst summer ever in Moorland Home. It was cold and rainy since May (in fact it was officially the wettest summer on record!). Really. And then suddenly deZeal's parents are coming to visit and they bring weather good enouth for shorts, vest and sandals!!!! Crazy:) I will never again laugh when they say they will bring the weather with them, hahaha:) I just hope they did not take it with them back today :/


________________________________________________________________________________

Kolejna wyprawa to PowderMills  niedaleko Postbridge. Niegdyś mieściła się to wytwórnia prochu, i właśnie ruiny tej fabryki zdecydowaliśmy się zobaczyć:) Zanim jednak udaliśmy się na zwiedzanie tychże ruin, uraczyliśmy się pyszną gorącą czekoladą w Powdermills Pottery. Warta podziwiania była nie tylko czekolada, ale również kubki w których została podana - to ceramika w tam właśnie miejscu wytwarzana.

* * *

A goal of another trip was gunpowder factory (or rather its ruins) near Postbridge. Before we set of to visit the ruins though, we spend some time enjoying a scramptious cup of hot chocolate in Powdermills Pottery (and I do have to say it was the best cup of chocolate I had for quite a while! - maybe because it was Green and Black's). Another thing worth admiring was pottery that is produced in this place. Really pretty:)



A potem juz spacerkiem udaliśmy się na zwiedzanko ruin fabryki. Rzeczona fabryka czynna była w latach 1844-1897. Proch wytwarzano z mieszanki saletry (azotanu potasu), węgla drzewnego i siarki  proporcjach 75%, 15% i 10%. Saletra była importowana (głównie z Indii), podobnie jak siarka (ta pochodziła z Włoch), węgiel drzewny był natomiast wypalany w kominach, które możemy podziwiać do dzisiaj...
Składniki do wytworzenia prochu były mielone w specjalnych młynach - dzisiaj z młynów zostały jedynie bardzo grube ściany - wiadomo, ściany muszą być grube aby przetrwały ewentualne eksplozje... Dachów nie ma, bo dachy - znowu, ze względu na specyfike budynków - były bardzo lekkie i wykonane z lekkiego drewna i smoły (w razie eksplozji dach po prostu wylatywał w powietrze zamiast spadać na robotników); koła mielne niestety sie nie zachowały :(

* * *

And then we took a walk to visit the ruins. The gunpowder factory was operating in 1844 to 1897. The gunpowder was made from ground saltpetre (imported from India), chorcoal and sulphur (imported from Italy). Chorcoal was made from locally grown wood and burned in the chimneys we can still see today. The ingredients were ground separately in a mill house. Today millhouses consist only of the very thick walls - well, the walls do need to be thick to contain any accidental exploasion. The roofs are gone, since they (again due to type of these buildings) - were very light and made of light wood and tar; in case of any exploasion the roof would just blow off rather than colapse onto the workers. Mill wheels unfortunately did not survive...:(




 




I jeszcze kilka zdjęć czarno białych, na których fabryka prezentuje się wyjątkowo fotogenicznie:)

* * *

And few more black and white photos. The factory looks especially photogenic in these:)


 



A teraz już macham do was i życzę miłego poniedziałku, a deZealowej Mamie i deZealowemu Tacie życzę miłego lotu:)

* * *

And now I am waving good bye for now and wish you a happy Monday, and for deZeal's parents I wish a happy and pleasant flight home:) 



6 komentarzy:

  1. No, to będzie Ci teraz troszkę smutno :-(
    W powrotnej drodze rodzice pewnie już planują następny przyjazd.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna jest jesień w tym roku i w Polsce i w Twojej cudnej okolicy. A u Ciebie jest w dodatku trochę tajemniczo... kamienne kręgi, ruiny, a wiatr pewnie nie szumi takim zwyczajnym szuuuuuuu tylko jakoś tak bardziej melodyjnie, ze nie powiem celtycko ;) Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. OH! Those black and white photos of the building remains are beautiful! It looks like you had a lovely time with family:)
    Kim

    OdpowiedzUsuń
  4. Kawa, komputer i piękna wycieczka którą zafundowałaś i to całkiem za free...piękny początek dnia!:))Dziękuję! Bardzo podoba mi się, że wiesz o czym piszesz, całkowita integracja z otaczającą Cię, nową rzeczywistością!Super!!
    Pozdrowienia z równie ciepłej małopolski:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, no niezły spacerek zaliczyłam z Wami ;))
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ajajajajajjjjjjjj!!! Jak Wy tam macie PIĘKNIE!!! Z chęcią wzięłabym udział w takiej wyprawie :)
    Pozdrawiam słonecznie!

    OdpowiedzUsuń