wtorek, 29 stycznia 2013

Podróż / In transit

Witajcie, dobre duszyczki. Dzisiaj był dzień podróży.  Ach... jak cudownie było sobie lecieć nad chmurami i spoglądać na niebieściutkie niebo... Miodzio, dosłownie. I tak sobie patrzyłam i pomyślałam, że tacy piloci to się mają fajnie - oni z pewnością nie cierpią na żadne tam "synromy złej pogody", hahaha - wszak każego dnia w pracy spoglądają na bezchmurne niebo. Żyć nie umierać, nieprawdaż? Czy mam wśród swoich czytelników jakiegoś pilota, albo osobę związaną w jakikolwiek sposób z tego typu profesją, która mogłaby potwierdzić, bądź podważyć prawdziwośc mojej teorii??? A potem samolot obniżył lot... i juz nie było błękitnego nieba, tylko chmury :-/
Po wylądowaniu, odprawieniu się i powitaniu z rodzinką udalismy się tak przy okazji i po drodze do Ikei:) Chciałam sie przymierzyć bowiem do kilku sof - w niedługiej przyszłości szykuje się nam konieczność zakupu tego typu mebelka do naszego Moorlandowego domku....

* * *

Hello, dear friends. Today it was the day of travelling for me... How lovely it was to fly above all those clouds and stare an the beautifully blue sky - bliss!!!!! So I was sitting there on the plane, staring at the sky and realised that pilots - wow, they have cool life; there is no way they would ever suffer from SAD syndrome, is there?? Every day when they are working, there can look at blue, cloudless sky. Totally amazing:) Do I have any readers at all that are pilots, or are in any way at all connected with said profession, who could confirm my theory???? And then as the plane started landing, sadly there was no blue sky anymore :-/
After landing and passport control, and of course after warm welcome from my family at the arrivals, we decided to have a trip to Ikea (it is on the way), as I wanted to check some sofas "in the flesh":)




Te powyżej mi sie podobają, i wiem, że wiele z was je ma:) Czy naprawdę są takie wytrzymałe i wygodne?
I tak sobie chodzilismy po tej Ikei i chodziliśmy i duuuuużo rzeczy mi się baardzo podobało:) Na przykład takie lampy:)

* * *

And so we were walking and walking and I realised that there were many things I really liked. Too many, I should say:o) For example these ceiling lights:)


Ale dzisiaj moje serce zdobył taki oto imbryczek:) Niestety, ze względu na ograniczenia bagażowe nie mogłam go zakupić. Ale po powrocie już ja jakoś znajdę na niego sposób!

* * *

But today my heart was stolen by this little teapot! Unfortunately because of luggage limit I couldn't buy it today... but after I am back I am going to find a way to get it:)


A potem zasiedliśmy w Ikeowskiej restauracji i wtryniliśmy pulpety z frytkami i borówkowym dżemikiem!!! Matko, myślałam, że mi pasek pęknie, tak sie obżarłam. No wstyd normalnie! A na koniec całą wyprawę poniekąd zepsuła wyjątkowo niemiła i kapryśna pani w kasie. Prychała i przewracała oczami na klientów jak rozwydrzona małolata. Ale nie ma się coś przejmować:)
I tak mi upłynął dzisiejszy dzień, a jutro udam się z pierwszą, osobistą wyzytą do bielskiej galerii BWA i pewnie jueszcze kilku innych miejsc:) Pozdrawiam!!!

* * *

And then we decided to have Swedish meatballs in the restaurant - Oh My God!!! I thought my belt will explode, I was soooo full:) It was really yummy, as well. But at the end the whole Ikea experience was somehow destroyed by totaly unpleasant girl at the till - she waas rolling her eyes at everybody - can you imagine??? But there is no need to dwell on it, is there?
So that was my day today, and tomorrow I am going to visit Bielsko Gallery BWA and possibly some other places:)

sobota, 26 stycznia 2013

Zmiany i prośba :) / Changes and help needed :)

Zmiany nastały w Moorlandowie:) Wczoraj wieczorem zaczął padać deszcz.... czyli wydawać by się mogło, że generalnie nic nowego:) A jednak.... wstałam dzisiaj rano, a za oknem taki widok!!! 

* * *

We have had some changes in here, dear friends. Yesterday it started raining.... well, you could think that rain is nothing new in this area. But..... when I woke up this morning I saw this:


Wsysło prawie cały śnieg!! Zostały tylko małe łatki i do tego bardzo nieliczne:) Hurrrra. Musze przyznać, że znacznie bardziej cieszą mnie takie widoki:)

 * * *

No more snow! There are only little patches here and there, really nothing to be bothered about! I have to say that views like the one below please me much much more:)


No to Pani Zimie w białej sukience wyszywanej brylantami już podziekujemy i oczekujemy w Moorlandowie na nadejście panny rozczochranej, rudowłosej i piegowatej w kiecce zielonej! Zielonego mi brakuje, narazie jest zdecydowanie zbyt szaro i buro.

* * *

So we woule like to say good bye to the lady Winter wearing a white dress embroided with diamonds, and now impatiently waiting for the frickled red-head dressed in a green dress... I really really need more green, as for now it is still a bit grey...



A oprócz tego że chcialam Wam powiedzieć o tej nowinie to jeszcze potrzebuje pomocy. Otóż moi mili, jednym z moich twórczych planów na nowy rok jest transfer. W tym celu jakiś czas temu zakupiłam sobie flaszeczkę Citrasolv i popędziłam do lokalnej biblioteki  w celu wydrukowania pewnych grafik. Wróciłam do domu, przystąpiłam do dzieła i... nic:) Okazuje się, że nie wszystkie wydruki z laserówek nadają się do transferu. I stąd właśnie moja prośba do koleżanek, które działają coś niecoś w tej technice: jakich drukarek używacie? Chodzi mi o konkretny model drukarki, bo póki co moje Citra używane jest zgodnie z przeznaczeniem, czyli do mycia podłóg...... Muszę przyznać, że sprawdza się świetnie!!! - w życiu nie miałam tak czystych podłóg i pachnącego pomarańczami domu, ale jednak wykorzystywanie tego bądź co bądź dość drogiego środka do tego celu wydaje się poniekąd świętokradztwem ;)

* * *

I also want to ask you for a favour. The thing is that one of my creative projects for 2013 is transfer. To do so I purchased a bottle of CitraSolv, and galloped to our local library to print some images. I came back, started warking, and.... NOTHING. Apparently not all laser printers are good enough:( So I would like my friends who do transfer to tell me what printers you  use. It is very important to me really because, for now I am using my CitraSolv in a way it is made for, that is for washing the floors! I mnust say it does a great job - I have never had cleaner floors and house smeeling lovlier, but using this slightly expesive product for floors, instead of transfers, seems a bit wrong... ;)


czwartek, 24 stycznia 2013

Produkcja masowa / Mass production

W Moorlandowej krainie wciąż biało, moi mili. A trzeba Wam wiedzieć, że biało oznacza szereg różnych utrudnień, na przykład nieprzejezdne drogi boczne (bo z głównymi generalnie nie ma problemu, tylko czasem się trudno do tych głównych dostać, hahaha), pozamykane szkoły albo odwołany transport szkolny. Oznacza to, że młode pokolenie albo dojeżdża we własnym zakresie, co często nie jest takie łatwe (szczególnie jak sie nie dysponuje pojazdem z napędem na cztery koła), albo siedzi w domu. Nie ma problemu, jeśli młode pokolenie na skutek niemożności dotarcia do placówk edukacyjnych, może się choć nacieszyć nieczęstym wszak śniegiem i na ten przykład bałwana ulepić, czy na sankach z górki na pazurki pognać, natomiast jeśli jest ono (to owe młode pokolenie) uziemione w domu z przeziębieniem, to już nie jest tak wesoło...

* * *

It is still white in here my dear friends:) And you must know, it means all sort of troubles. For example unpassable roads, closed schools, or at least serious disruptions in school transport. That means that young generation has to either travel to schools on their own (which not always is possible, especially if you don't have a 4x4 vehicle to go thorugh those unpassable roads), or stay at home. Not too bad if those who had to stay at home can at least get some joy from playing in snow, make a snowman or do some sledging. But in my case, young generation has been grounded at home with a bad cold :(


Dzisiaj jednak pojawiła się nadzieja; drogi przejezdne, słoneczko przyświeca, "białe paskudztwo" - jak mawiała moja profesorka z historii, się topi, zdrowie wraca....

* * *

Today though hope came back: the roads are fine, sun is shining, white fluff is melting rapidly and the cold is going away!

 



A u mnie nadal trwa produkcja serduch... chyba mi się poniekąd za bardzo szydełkowanie seruszek spodobało, bo siedzę i je robię, zamiast sie zająć czymś bardziej pożytecznym, :)...

* * *

And I still make crochet hearts:) I think I got head over heels in love with these little sweeties, 'cause I sit and sit, and crochet and crochet, instead start doing something more productive:) 



Powstały między innymi serduszka błękitne i różowe...

* * *

I made pink hearts, and baby blue hearts....


Powstała też masa białych. Z tych powstały zawieszki i chwościkiem, takie jak ta:

* * * 

and more of the white ones. Some of them were made into little hanging ornaments with a tassel:)


i zakładki:) Oj, spodobały mi się te sercowe zakładki, musze przyznać:)

* * *

and some, into bookmarks. I have to say, I really like these "hearty" bookmarks:)


Ponadto z kordonka, z którego zrobiłam przenzaczoną dla Was na rozdawajkę girlandę, powstały kolejne czerwone mini serduszka. Poki co, czekają one związane w pęczek na decyzję w kwestii ich ostatecznego przeznaczenia :o) Hmmmm......  

* * *

Using the thin red cotton yarn I made another banch of little red hearts. They are waiting tied together for my decision regarding their final look.  


A w miedzyczasie postanowiłam, że zakładka z liliowym koralikiem zostanie dołączona do walentynkowej girlandy:) Cały czas można się zapisywać TU!!! Tak więc na dzień dzisiajszy zwycięzca Walnetykowego candy stanie sie posiadaczem girlandy, zakładki i.... czegoś jeszcze, czyli niespodzianki. Zapraszam!!!!

* * *

And in the meantime I have decided that the bookmark with the lilic bead will join the garland in  my Valentine Giveaway. If you would like to win the heart garland, heart bookmark and a surprise, please leave a comment HERE - you still have time:)!!!




niedziela, 20 stycznia 2013

Co to jest Wassail? / Wassail

Jest taka tradycja angielska, co sie zowie wassailing (czyt. uoseilin'). Polega ona na swego rodzaju odwiedzaniu; w czasie świat Bożego Narodzenia wassailing to w zasadzie odpowiednik dzisiejszego kolędowania (carolling). W dawnych czasach świąteczne wassailing było poniekąd formą ugrzecznionego żebrania:). Biedniejsi odwiedzali swoich pracodawców - bogaczy, i śpiewali oczekując w zamian darów. Czyli, nic za darmo, kochani - chcecie, żeby się wam wiodło przez cały rok, musicie coś dać. O takiej tradycji opowiada słynna piosenka bożonarodzeniowa "We wish you a merry christmas"; to właśnie tam kolędnicy śpiewają: "so bring us some figgy pudding...", czyli: "przynieście nam figowy pudding", i "we won't go until we got some", czyli "nie pójdziemy sobie zanim go nie dostaniemy":)


* * *


There is a south English tradition known by the name of Wassailing. It is connected with "visiting"; during Christmas period wassailing is basically the same as carolling. In ancient times, wassailing was, how shall we call it..., a type of polite begging, or maybe rather a way to enable the prosperous people to make a charitable donation :) Wassailers would come to the rich lords to wassail and would sing in return for gifts. So that's why today we have "so give us some figgy pudding" and "we won't go until we got some" in a traditional christmas song "We wish you a merry christmas".



Ale jest też inne wassailing - orchard wassailing, czyli odwiedzenie sadu. Ten tradycyjny rytuał odbywa się w 12 noc starego (gregoriańskiego) kalendarza (the old twelth night), czyli 17 stycznia i polega na odwiedzeniu sadu i złożeniu ofiary jabłoni, po to aby zapewnić dorodny zbiór, a tym samym owocną producję cydru, plus oczywiście, odgonienie sił nieczystych.

* * *


But there is also another wassailing - orchard wassailing. This traditional ritual takes place on the old twelfth night, i.e. 17 January (twelve nights after christmas according to gregorian calendar). People gather at orchards to wake up cider apple trees and scare evil away, in hope for a good harvest and - obviously - abundance of good cider.


Po dziś dzień wassailing odbywa się we wsiach (i nie tylko) hrabstw południowej Anglii, znanych tradycyjnie z produkcji cydru, czyli Devonu, Samerset, Dorset i Glaucester. O zmroku mieszkańcy wsi zbierają się u bram sadu, a następnie obchodzą sad w procesji za Królem i Królową Wassail. Królowa Wassail ofiaruje jabłoni kufel cydru:

* * *

This ritual is still alive in villages of south England, especially in counties known for producing cider, i.e. Devon, Somerset, Dorset and Glaucester. At dusk villegers gather at the orchard and then proceed around it after wassail King and Queen. The queen offers a goblet of cider to the tree:


 
po czym wszyscy zgromadzeni moczą w cydrze tost chleba i zawieszają go na jabłoni. Tost jest po to, aby do sadu przybyły dobre duchy, pod postacią ptaków.
 
* * *
 
and then everybody dips a piece of toast in the cider and hangs it on the tree.  This is to encourage good spirits in form of robins.
 

Oczywiście, żadne zgromadzenie tego typu nie może obyć się bez śpiewania tradycyjnych pieśni:)


* * *


Of course, none of this type gathering would be complete without singing some traditional songs:)



i wypicia kufla grzanego cydru - czyli właśnie kufla wassail'a) Napojem tym należy wznosić toast ze słowami "waes hael" (staroangielskie wassail), czyli "na zdrowie", natomiast odpowiedź na owy toast to "drinc hael", czyli.... "na zdrowie":)


* * *


and more importantly, drinking a tunkard of wassail, which is mulled cider. Quite yummy, I must say. One needs to raise their tankard with toast "Waes hael" and the response to the toast is "Drinc hael", which means.... "drink for good health" :)


Według tradycji należy pić grzany cydr i śpiewać tak długo, aż uczestnicy wassailng będą radośni i szczęśliwi (w domyśle, po prostu wstawieni, hahaha). Na koniec, konieczne jest oddanie strzałów z czego bądź - może być z armaty - i robienie wielkiego hałasu: czyli wszelkiego rodzaju dzikie wrzaski, tupanie, klaskanie, gwizdy itp. są jak najbardziej na miejscu. To w celu odegnania złych duchów i sił nieczystych. Ot, taka tradycja:)

I ja tam byłam
grzany cydr wypiłam
a co się dowiedziałam,
to wam dziś opisałam:)

* * *


According to tradition, wassail must be drunk until all participants are "merry and gay". To finish the ceremony off a huge noise is raised (with shouting , clapping, banging and shotgun shooting and canon firing!!) to scare bad spirits away. Such is tradition:)




piątek, 18 stycznia 2013

Nie ma wiosny, jest zakładka:) / No spring today:)

Dzisiaj rano w Moorlandowej Krainie powitał mnie taki widok...

* * *

This morning's view...


Wystające z ziemi zielone zostało przywołane do porządku przez matkę naturę i przykryte białą pierzynką. Wszak to jeszcze nie czas się budzić i nosy do słoneczka wystawiać. Tym bardziej, że słoneczka właściwie nie ma.... a nawet zupełnie nie ma :(

* * *

The green poking out shoots have been severly reprimanded by mother nature and covered with a white duvet... Apparently it is still not right time for them to wake up and turning their noses to the sun, especially that there is no sun at all to be honest... 




A jak już jesteśmy przy śniegu to pokaże Wam moje ostatnie białe dzieło - sercową zakładkę:) Tak się mi szydełkowe serducha spodobały że zrobiłam ich więcej, tym razem białych i w wersji nieco większej niż mikro czyli tej, o której pisałam wczoraj TUTAJ (tak na marginesie przypominam o candy!!!!) i tak sobie powstał przedmiot niezwykle niezbędny każdemu molowi ksiązkowemu:)

* * *

And since we are talking about snow, I decided to show you my newest white creation - a heart book-mark. I enjoyed crochet hearts so much that I made some more - this time in white, and slightly bigger that the mini red ones I showed you yesterday HERE:)


Zakładka składa się z pięciu białych serduszek, koralika, maleńkiej kokardki i chwościka:)

* * *

Five white hearts, a bead, a small bow and a tassel equals an item needed by every single book worm:)





I to by było na tyle na dziś.... chociaż poniżej Dyzio ma Wam jeszcze coś do powiedzenia:) Miłego oglądania!!!

* * *

And that's about it for today. Except that Diesel the Dog has something important to tell you:) Enjoy!


czwartek, 17 stycznia 2013

Niespodzianka z sercem w tle / Take my heart

Powolutku sytuacja wraca do normy, choć zielone dalej wyłazi z ziemi - dzisiaj jednak zaobserwowałam kilka płatków śniegu spadających z nieba. Inna sprawa, że płatki owe topiły sie zanim wylądowały na ziemi. Sytuacja wraca również do normy jeśli chodzi o moje gardło i płuca... okazało się, że dopadł mnie jakiś wszechobecny wirus grypopodobny, który podstępnie atakuje okoliczną ludność:) No i nie chciał puścić, ale w końcu powolutku wydaje sie dawać za wygraną (tylko cicho, żeby nie zapeszyć:-)
Tak czy siak, siedząc w domu w stanie nihilistycznym kompletnie, wytargałam szydełko i kordonek jakiś tam i machnęłam sobie serducho. Serducho wygląda tak: 

* * *

Slowly everything is becoming more normal here. Well, sort of... the green things are still poling out of the ground, but I managed to notice a few snowflakes.... Although the snowflakes were melted by the time they reached the ground. Things are getting more normal as well as my throat and lungs are concerned; it turned out I had been attacked by a vicious flu-like virus, which sneakily prowls upon local residents ;) It has been rather awful and persistant, but I hope it seems to be going away now (but shh.... don't tempt the fate)
Anyway, sitting at home and not really being able to do any work at all, I got out my crochet hook and cotton yarn and I magically produced a heart. The heart looks like that:


A jak już wyszydełkowałam takie serducho, to stwierdziłam, że nie umrę jak zrobię ich jeszcze kilka. I tym samym rozpoczęłam hurtową produkcję czewonych kordonkowych serduch. Z ośmiu z nich powstała mini-girlanda. Mini dlatego, że odcinek z serduchami wynosi całe 60 cm, a jedno serducho ma gdzieś tak ze 2 centymetry długości. Taka sobie mini - girlanda walentynkowa:)

* * *

Now, when I produced one heart, I decided that making few more would not kill me. So I started mass production of red cotton hearts. I used eight of them to make a little mini-garland. It's a mini-garland, because the part with hearts on it is only about 23 inches long, and each heart is about an inch long. Just a valentine mini-garland:)


Girlandę seduchową można sobie wykorzystać tradycyjnie, czyli zawiesić gdzie-tam-bądź, można też zamotać na świeczniku, na słoiku, albo na ten przykład owinąć nią kubek gorącej kawy, która będziecie serwować ukochanemu 14 lutego:) Bo.....

* * *

The garland can be used in a traditional way of course, that is you can hang it wherever you want, or you can wrap it around a candlestick or a jar, or you can even wrap it around a mug of hot coffee you are going to serve to your loved one on Valentines Day:) Because....


... bo ta mini girlanda seduchowa, moi mili, jest dla Was. Takie mini-candy walentynkowe:) Zasady jak zwykle: komentarz z wyrażeniem chęci posiadania dodatkowych organów pompujacych, podlinkowanie u siebie na blogu poniższego zdjęcia, a jak ktoś chce, a jeszcze nie jest, to może sie dodać do obserwujących:) Będzie mi miło. A jeszce chcialam powiedzieć, że do serduch coś dołożę, ale co to nie powiem.

* * *

...because this little mini-garland, my dear friends, is for you. Here we are having a little Valentine's Day Mini Giveaway:) The rules are the same as usual: a comment underneath showing a need for few more hearts in our life, link up to this post on your blog (giveaway photo underneath) and if you want you can also join the circle of my followers:) The garland is not the only item in the giveaway, there will be something else, but that's a surprise.


Tylko spieszcie się, jak macie ochotę, bo Panna Pushkin wygląda na zainteresowaną.... a może ona tylko jej pilnuje????

* * *

But be quick if you want it, as Miss Pushkin looks rather interested in this little thing... or maybe she is only looking after it???



A na zakończenie w prezencie od YouTube, piosenka kardiologiczna - uwaga, zdradzam nią poniekąd swój wiek :-/

* * *

And to finish off, a little pressie from YouTube (which sort of tells my age :-/ )


niedziela, 13 stycznia 2013

To chyba jakiś żart! / It must be a joke!

Macie śnieg??? Ja nie... W ogóle śniegu w tym roku na oczy nie widziałam. No chyba że w telewizji, albo w komputerze, hehe. Ja mam za to inne cuda. W trakcie kiedy ja się wygrzewam pod owczą kołderką popijając sobie różne medykamenty, w moim ogrodzie koniec świata nastąpił!

* * *

Do you have any snow?? I don't... I haven't seen any real snow at all this winter. Well, I did - on the TV and on the Internet. But we have other phenomena..... While I am getting warm and sweaty at home (I really have to get rid off this cold this instant!!) and sipping all sorts of awful mixtures, in the garden there has been the end of the world! :)


Panna Pushkin ze zdziwienia aż zmarszczyła czółko - wszak dziś dopiero 13 stycznia (a zdjęcia robione w piątek!!, a więc jeszcze wcześniej)

* * *

Miss Pushkin wrinkled her forehead with surprise when she saw it - can't blame her; it is the 13th of January today (and the photo was taken even earlier - on Friday)


Dionizy w swoim życiu już niejedno widział, więc udaje że wszystko jest jak najbardziej w porządku, i w ogóle to nie ma się tutaj czym przejmować. A poza tym starszy od Panny Dziedziczki jest to i fason trzymać musi... i nie może pokazać, że jakieś coś z ziemi wychodzące z równowagi go wytrąca... :)

* * *

Diesel the Dog has seen a lot in his life so he is pretending that everything is absolutely fine and there is no need to worry. Also, he is older so obviously he can't show that something green coming out of the ground bothers him...:)


Cuda, panie dzieju, cuda....

* * *

Strange things happen....


Czas ozdrowieć, wygrzebać się z pierzyn i do ogrodu udać się w celu poczynienia prac wiosennych :-/

* * *

Time to get better, climb out of bed and go to the garden to prepare it for spring....


środa, 9 stycznia 2013

Wystawa / The exhibition

Witajcie, kochani:) Samopoczucie u mnie nadal do bani - gardło nadal boli co nieco, a do tego jeszcze przyplątał sie obrzydliwy kaszel, który płuca mi rozsadza.... Ale nic to, bo dziś moi drodzy odwiedziłam wystawę mojego nieżyjącego już niestety dziadka odbywającą się w Bielskim Biurze Wystaw Artystycznych. Interaktywnie znaczy sie odwiedziłam wystawe ową, bo ja siedziałam sobie zakopana pod dwoma kocykami i z kubkiem gorącego mleka z masłem i czosnkiem (+ cynamon i deczko gałki muszkatołowej), a mój Tata kochany za pośrednictwem telefonu komórkowego, Skypa i niezwykle sprytnego WiFi zadbał o moje "ukulturalnienie". Dodatkowo zrobił także kilka fotografii, a dzięki temu mogę i Was na wystawę zabrać:) O proszę!

* * *

Hello, dear friends:) I still feel a bit under the cloud - my throat feels like it's padded with sandpaper and I have also devoloped some a really nasty cough that makes me feel my chest is going to explode... But it is not really important because today I had a chance to visit a very special exhibition - an exhibition marking my late grandad's 100th birthday. The exhibition is taking place in Bielsko Galery at 3 Maja 11 St. I visited it interactively, of course:) I was sitting covered in two warm blankets and drinking my home-made cold medicine (hot milk with butter and garlic), and my Dad with the help of today's technology (Skype on a mobile phone is sooooo amazing!!!) was taking care of my "cultural developement". My lovely Dad also took some pictures, so I can share them with you:)








Muszę powiedzieć, że interaktywne zwiedzenie wystawy dziadka i fotografie spowodowały, że poczułam się jak Alicja po drugiej stronie lustra. Poczułam sie jak dziewczynka wkraczająca na paluszkach do pracowni dziadka i zobaczyłam go zgarbianego przy sztaludze z pędzlem w dłoni. Słońce wpada przez duże okno w pracowni i oświetla malowane płótno. Dziadek siedzi w poplamionym farbami fartuchu, miesza farby na swojej palecie i maluje.... Czuję zapach farby i terpentyny.....

* * *

I have to say that visiting the exhibition and looking at the photographs made me feel like Alice on the other side of the mirror. I am again a little girl qietly tiptoeing to grandad's studio. I can see him at his easel with a brush in his hand. The sun shines through a big window and places its rays on the canvas. Grandad sits in his stained apron, mixes colours on his pallette and paints. I can smell the paint and terpentine....





Mam nadzieję, że podobała się Wam wystawa w fotograficznym skrócie. Jeśli ktoś mieszka w Bielsku lub w oklicach, bądź będzie odwiedzałte rejony w najbliższym czasie, zachęcam do osobistego odwiedzenia BWA przy ul. 3 Maja 11 w Bielsku-Białej. Wystawa trwa do 3 lutego br, natomiast uroczysty finisaż wystawy, połączony z promocją pięknie wydanego albumu - monografii artysty (do którego, przyznam się Wam w tajemnicy, robiłam tłumaczenie na język angielski) odbędzie się 1 lutego 2013 roku o godzinie 16.00. I ja mam nadzieję tam wtedy być!!!! :) Zapraszam!!!

* * *

I hope you have enjoyed this little photographic visit:) If anyone of you lives in Bielsko-Biala or nearby, or will be there in next few weeks, please make time to visit the Gallery personally. The exhibition lasts until 3rd of February, but on the 1st of February at 16.00 there will be the promotion of a beautifully published album - the artist monograph. Hope some of you can make it:)




PS. Jak mnie informuje deZealowy Tata, Biuro Wystaw Artystycznych w BB podjęło decycję o przedłużeniu wystawy o cały miesiąc - do końca lutego 2013!

* * *

PS. The exhibition has been extended for another month - it will last until the end of February 2013.