sobota, 1 maja 2010

Dionizy kwietniowy, ogród majowy i piekielne bułeczki:)

Czas powrócić do blogowego klepania:) Zacznę tak:

Pamiętnego sobotniego poranka (rzecz dzieje się 10 kwietnia), kiedy to ja jeszcze byłam w stanie błogiej nieświadomości, postanowiliśmy z vonZealem zabrać Dyzia naszego na przejażdżkę samochodową. Dyziek nie przepada za jazdą w samochodzie - nie, żeby mu niedobrze było i jakichś sensacyji żołądkowych dostawał, nie. Chłopak po prostu nie lubi wsiadać do tego środka transportu! Ot tak, bo nie i już. Jak już siedzi w aucie to jest w miarę ok, najczęściej po prostu idzie spać:). Ale z tym zmuszeniem go do wejścia do samochodu to jest cyrk prawdziwy, hehehe. Najczęściej muszę bydlątko moje 25-kilowe na ręce brać i siłą do wozu wkładać:):):) Dlaczego więc zdecydowaliśmy się poddać Dyzinka mojego małego stresowi związanemu z podróżą? Otóż postanowiliśmy zabrać chłopczyka futrzanego na wycieczkę na tak zwane stare śmieci, coby chłopiec mógł spotkać się ze starymi kolegami i wybiegać w parku, do którego kiedyś przychodził na bieganko codziennie:) Oj, dawno Dionizy taki zadowolony nie był:) No sami popatrzcie na ten uśmiechnięty pycholek:):)




Radości ze spotkania nie było końca:)


Poniżej na zdjęcie załapał się jeden z Dyziowych dobrych kumpli - Fin, seter irlandzki. Tutaj akurat Fin był nieco bardziej zainteresowany zawartością mojej kieszeni (mądry pies, to i pamiętał, że Dyziowa mama zawsze ciasteczka dla piesków ma ze sobą:)


Oj, zadowolony był mój futrzak bardzo:) Biegał i biegał i biegał... i w końcu się zmęczył:


A jak już się tak zmęczył, to trzeba było wracać do domu. I znowu Dyzia na ręce i sru... do samochodu. Nie za bardzo był zadowolny tym razem. Miny trzaskał takie:


No a potem wróciliśmy do domu, przeczytałam wiadomości i już nie było tak wesoło...

Moi drodzy, czy u was też czas tak pędzi, jak Formuła 1? Przecież to jest absolutnie niemożliwe co się dzieje! Dopiero co życzenia noworoczne składaliśmy, a tu już maj! Skandal!!! Ja nie wiem jak Wy, ale jak tak dalej będzie, to w tym tempie ja niedługo będę osiemdziesięcioletnią starowinką!!! Stanowczo protestuję! Oby tylko w sercu ciagle ten maj był hehehe:) Bo w ogrodzie to jest bezsprzecznie:






Wysiałam ostatnio nasionka kwiotecków różnych; maciejka tam była i groszek pachnący, astry i gipsówka... i teraz ciekawa jestem bardzo, czy coś mi wyrośnie, bo ptaszyska mi moje dzieła rozkopały i pewnie wydziobały co nieco:( Chociaż zauważyłam dzisiaj, że maciejka kiełkuje... Się zobaczy:)
Pomidorki rosną powolutku, rzodkiewka rośnie jak na drożdżach:).
Dionizy oczywiście również docenia wiosnę. Chodzi po ogrodzie, dogląda, ptaki wydziobywacze przepędza (choć czasem mu jakieś sprytnie umkną i wydziobią, czego nie powinny, hehehe) i kwiaty wącha:


a jak już się napracuje i nawącha, to... błogo zasypia:


A kiedy Dyziek śpi, wtedy ja się mogę próbować zakraść do kuchni i w spokoju cos upichcić. Chociaż zwykle psina doskonale wyczuwa kulinarne momenty, budzi się natychmiast, tupta do kuchni i zasiada obok mnie z miną zagłodzonego bidulka:) . Dyziek bowiem głodny jest potwornie i nieprzerwanie. Z tego też powodu niestety nieco się zaokrąglił i chyba musi iść na dietę...
A skoro już jesteśmy przy konsumpcji to wyznam wam, że ostatnio i mnie, i vonZeala strasznie bierze na ostre, z tym, że ja to ostre przegryzam czekoladkami, hehehe (na marginesie wyjaśniam, że w moim przypadku to ostre to po to, żeby moje kiełbie we łbie ze łba wygonić, a słodkie, żebym się zmierzła za bardzo nie zrobiła:) Na obiad dzisiaj przygotowałam danie z cyklu moich dań popisowych, czyli z działu pod tytułem "pipry z mamrami". Danie takie polega na wciepaniu do gara co nam tylko przyjdzie do głowy i posypania tego przyprawami, jakie nam tylko przyjdą do głowy:):). Dziasiaj był makaran alla burrito, że się tak światowo wyrażę, hehehe. Wpakowałam na patelnię mieloną wołowinę, przysmażyłam, dodałam przysmażoną wcześniej cebulkę i pieczarki (matko, jak ja lubię pieczarki!!!!), wciepałam do tego pozostałości sosu pomidorowego, który dwa dni wcześniej został wykorzystany do pizzy, trochę kukurydzy, po czym zasypałam to wszystko pieprzem, czosnkiem, papryką, bazylią, oregano i całą masą chili!!! No i te pipry z mamrami sru... na ugotowany (oczywiście al dente) makaron. Raaaany, jakie to dobre było... Zdjęć niestety nie ma, bo jak się zorientowałam, że fajnie by było pokazać na blogu, to talerze już wylizane były:(
A że chili mi było mało, to wymyśliłam, że bułeczki z chili upiekę. I upiekłam. Raaaany, jakie one dobre były:):):) Tym razem miałam głowę na karku i ku potomności bułeczki na fotografiach uwiecznione zostały. Proszę bardzo, podziwiajcie :):




Przepis? Proszę bardzo:

250 ml wody
50 ml mleka
około łyżki oleju (tudzież oliwy)
łyżeczka cukru
łyżeczka soli
450 g mąki
łyżeczka drożdży sypkich
i płatki chili (im więcej tym lepiej - ja dałam na oko, tak mniej więcej półtorej łyżeczki)

Wciepać to wszystko w takiej kolejności należy do maszyny chlebowej, ustawić na program do wyrabiania ciasta, włączyć maszynę i czekać.
Kiedy maszyna "zapipka", czyli jak da nam znać, że jej robota się już skończyła, wyciągamy ciasto, wyrabiamy krótko podsypując mąką, formujemy buły, kładziemy na blachę posypaną mąką, każdą bułe posypujemy jeszcze kilkoma płatkami chili, przykrywamy i zostawiamy do wyrośnięcia. Po około 15-20 minutach ładujemy buły do piekarnika na około 15 minut (temperatura hmmm.... z moim piekarnikiem to trudno powiedzieć, ale gdzieś tak około 220 stopni:)
Po tym czasie wyciągamy, wystudzamy (uwaga, proces wystudzania wymaga silnej woli!) i wchłaniamy:):):)

A na zakończenie muszę się jeszcze pochwalić. Jakiś czas temu przypadkowo zupełnie odkryłam taki oto blog. Niezwykle utalentowana osóbka pokazuje tam między innymi wykonywaną przez siebie biżuterię:) Dzieła sztuki to są po prostu! Ale do rzeczy. Ja nie wiem co się ostatnio dzieje, bo szczęścia w losowaniach nigdy, przenigdy nie miałam, a tu ostatnio co chwilę coś mi się trafia (szkoda tylko, że te miliony z Totka jeszcze do mnie nie trafiły). No i dzisiaj właśnie u tejże zdolniachy trafiły mi się takie cuda (zdjęcie zapożyczone z postu o candy):


W komentarzu / zgłoszeniu do tego candy napisałam, że jeśli przypadkiem mi się poszczęści to publicznie zobowiazuję się do ponownego przekłucia moich zarośniętych uszu:/ Wykrakałam sobie, hehehe. Ale dla takich śliczności warto będzie cierpieć, hehehehe:):):)
A teraz wszyscy, którzy nie znają jeszcze bloga SweetCandyDreams, prosze klikać na link i maszerować tam na-ten-tychmiast i ogłądać dzieła! I zazdrościć mi szczerze i ogromnie!!!

Buziolki długo-weekendowe przesyłam wszystkim, a ja idę sobie teraz poodwiedzać moje zaprzyjaźnione blogi, bo trochę się ostatnio opuściłam w przyjemnych obowiązkach:)

24 komentarze:

  1. My też lubimy ostre jedzonko! Także bułeczki z pewnością wypróbuję.

    Zdjęcia Dyzia rozkoszne. Uroczy ten Wasz piesek bardzo!

    Pozdrawiam weekendowo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny ten Wasz Dyzio :)
    Ja też lubię na ostro ;p
    Kolczyki piękne- gratuluję wygranej.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Posklejane mam już oczy ze zmęczenia ( niech żyje Dzień Pracy haha ) ale muszę skrobnąć. Piękne zdjęcia ! Jak Ty Dyzia w takim ruchu zatrzymałaś ? Faktycznie frajdę mu sprawiłaś tą wycieczką :) A na tym ostatniej ogrodowej fotce to rozmaryn Ci już zakwita ? Bosko...
    Pozdrawiam i życzę słońca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodka mordula Waszego drania !
    U Nas na "pipry" mówimy "bebelucha"
    Przegląd lodówki i sru do gara...
    :-)
    Buziole serdeczne

    OdpowiedzUsuń
  5. Widać, że miałaś braki w pisaniu bo post Ci wyszedł, że Hej! Żelku ;)
    To kiedy kłujemy uszki?? kolczyki prześliczne więc musisz teraz pokazać się w nich publicznie :)
    Jedzonko musiało byc przepyszne, uwielbiam takie jednogarnkowe mieszańce i ja na to mówię "danie na winie" bo co się nawinie to wrzucam do gara ;)
    Ściskam Cię serdecznie i wyczochraj proszę swojego kudłatego przyjaciela ode mnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu sobie dzisiaj postanowiłam wrócić do świata żywych i proszę...od rana mi pomogłaś , humor poprawiając!Dyzio jest boski, cudo po!Bułeczki wyglądają smakowicie, a po opisie sądzę,że faktycznie były pyszne, więc skuszę się na pewno:)
    Kolczyki śliczne, więc aż żal żeby leżały w szufladzie!
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  7. Bułeczki wyglądają pysznie. Przepis odpisałam. mam zamiar spróbować sama.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dyziowy nos przecudny!I ho, ho, rośnie nam tu kolejna "piekarnicza" znakomitość!:-) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. masz fantastycznego psa!!
    Ale jest problem.. nie mam nadal twojego maila z adresem

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój psiak w przeciwieństwie do Twojego uwielbia z nami autem jeździć... Wskakuje zawsze i ma już swoje miejsce:) A to pewnie dlatego, że zabieraliśmy go wszędzie od maleńkiego, żeby się pochwalić... Teraz już musimy go zabierać, jeśli możemy, bo w domu depresji bez nas dostaje (z relacji dziadka, z którym mieszkamy, tak wynika). Kolczyki są nieziemskie! Uwielbiam takie! :) Więc jeśli nie będziesz miała zamiaru ich nosić, to ja chętnie je przyjmę ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. I looooove the two images of your dog resting/sleeping. They are so beautiful, and Dyziek is such a beautiful dog!!!

    It seems you had a wonderful time in the nature.

    I may have said it before, but I´ll say it again: Thank you for all crossed fingers and support you´ve given me in this difficult time I´m going through...

    Have a lovely evening!
    Hugs/
    Luiza

    OdpowiedzUsuń
  12. Dyzio - przeuroczy, ogród - kwitnący niech wzrasta, bułeczki mniam - mam chętkę na nie !
    Gratuluję wygranej i życzę dalszych :)Pozdrawiam majowo bo ja zawsze w sercu mam maj !

    OdpowiedzUsuń
  13. Duzo sie u Ciebie dzialo. Dyzio jest super i ma niezwykle sympatyczny pysk. Na mysl jak go wkladasz do samochodu nie moglam sie powstrzymac od smiechu. Jsli chodzi o poczucie czast to odbieram podobnie. mam wrazenie, ze im starsza jestem tym szybciej on leci.

    OdpowiedzUsuń
  14. Psiuńka masz przecudownego pod kadym względem, wiosna u ciebie równie cudowna co u nas :) Bułeczki wyglądają piekielnie smacznie, a wygranego candy zazdroszczę szcześciaro :) Pozdrawiam serdecznie i ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dyziek debeściak! Śliczności fotki. Ale opis piprów z mamrami mnie powalił hehe. Też lubię tak gotować :-) Buziaki majowe :-* no i gratulacje wygranej, TY to masz farta! Uszy przekłuj i pokaż kolczyki już zawieszone. Zapożyczone foto to nie to samo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj kochana ale bym Dyzkowi potargala uszki. Nic tylko sie w ta cudna mordke wtulic.Dzieki kochana , ze do mnie zagladasz, mimo nicnierobstwa od wiekow calych.
    Bede msiala zrobic buleczki, wygladaja strasznie apetycznie...........no a bizuty cudne sa rzeczywiscie, wiec zazdraszczam okrutnie i GRATULUJe. Buziole ogromniaste.

    OdpowiedzUsuń
  17. Gratulacje ((;
    Dyziek "mój" wspaniały.To wąchanie kwiatków mu wyszło świetnie.
    Bułki piekę ale z płatkami chili jeszcze nie robiłam.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie ((:

    OdpowiedzUsuń
  18. Ach, te Twoje bułeczki!
    Aż mi ślinka leci i nie wiem jak to możliwe, ale z ekranu bije mi ich ciepełko i zapach oczywiście też :)
    Lubię "na ostro" ;))
    Dezelku, obowiązkowo uściskaj ode mnie swojego Dyziunia :*
    Na fotce, tej gdzie miny trzaskał jest taki rozkoszniak, że tylko "dziada" jednego tulić i tulić :)
    Kwiatowe zdjęcia też mi pachną... :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Witajcie drogie kobietki:)
    Imoen, Kasiu - dziękuję bardzo;
    Lambi - a tak, to właśnie rozmaryn kwitnie:)
    MarioPar - bebelucha bardzo mi się podoba:)
    Ikuś - Dyziek wyczochrany:)
    Elisse - fajnie, że czasem mi się uda coś porzytecznego zrobić, np. poprawić komuś humorek:):)
    Elamiko - próbuj kochana, to nic trudnego:)
    Ori - :):):)
    SweetCandyDreams - dziekuję:)
    Jadziku - mój pierszy pies też tak miał - jak się tylko otwarło drzwi samochodu, to ona już była w srodku, dumna i blada. Dyziek niestety uparty jak osioł - nie i już! :)
    Luiza - thanks, and remember don't lose hope:)
    Jolanno - poczęstowałabym Cię bułeczką, ale niestety zniknęły w trybie natychmiastowym:)
    Violcio11 - no tak, proces ładowania Dyźka do auta rzeczywiście wygląda zabawnie :)
    Darsi - one nie tylko wyglądały... one BYŁY piekielnie smaczne:) Naprawdę:)
    Bestyjeczko - pipry z mamrami u mnie rządzą:):):)
    Elfiku - koniecznie zrób buły. Są cudowne!!!:)
    LovelyHome - dziękuję i też pozdrawiam:)
    Alexo - Dyzio wyściskany na wszystkie strony został:):)

    Buziaczki Wam wszystkim wysyłam i zyczę miłego wieczorka:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dyziek niezwykle fotogeniczny i maluje niezwykle emocje na swej mordzie kochanej ;)
    Mój czas też zapierdziela (że tak powiem) z prędkością naddźwiękową i jak tak czasem refleksja mnie najdzie, że to już z górki to czasem maj cięzko zatrzymać nawet w sercu ;/ ...ale staram się jak mogę, bo na ten w ogrodzie, którego tez brak, to ja raczej wpływu nie mam.
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  21. -Oczu nie mogę oderwać od Dyzia, on jest przecudowny i ma takie piękne umaszczenie :)mocno, mocno go ściskam i tulę!!!
    -A czas faktycznie płynie nieubłaganie:( był grudzień jest maj...i cieszymy się teraz naszymi ogródkami...wiosennie i pięknie jest u Ciebie i smakowite dania serwujesz...bułeczki 1 KLASA :)

    OdpowiedzUsuń
  22. deZeal, Dyzio jest przesympatycznym psem i pięknie przez Ciebie fotografowanym. W ogóle zdjęcia bardzo fajne robisz.
    No, i jak się kulinarnie wspaniale rozwijasz! I ogrodniczo!

    A co do czasu tak pędzącego, to jeśli niedługo zamierzasz starowinką osiemdziesięcioletnią się stać, to ja już za pięć minut nią będę. Niestety.
    Ale i tak nie zamierzam przed ostatnim moim kotem schodzić (z tego padołu).

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  23. Dyzio jest kochany!
    Kolory w ogrodzie cudowne,a buleczki wygladaja smakowicie!
    az ide cos zjesc:)
    mi tez marzec i kwiecien minal jak jeden dzien,wlasciwie to dopiero byl przeciez Nowy Rok...jak to mozliwe? a jednak;)

    OdpowiedzUsuń