środa, 24 kwietnia 2013

O świętym, co walczył ze smokiem / The Saint who Killed the Dragon

Podobno w pewnym mieście żył smok, który zajmował źródło, z którego wodę czerpali jego mieszkańcy.... Pozyskiwanie wody z mieszkającym u jej źródła smokiem z pewnością było zajęciem dość karkołomnym. Dlatego też mieszkańcy przekupywali smoka składając mu codziennie w ofierze owcę, a smok przymykał oko na czas czerpania wody:) Niestety świeże owieczki nie zawsze były dostępne, dlatego też zdarzało się, że smokowi w ofierze składano, jakżeby inaczej, dziewicę. A żeby było sprawiedliwie, dziewica ofiarna wybierana była w drodze losowania. Pewnego dnia okrutny los sprawił, że na ofiarę miała zostać przeznaczona córka monarchy. Ten, przerażony, błagał o życie córki, ale nic nie pomagało... Dziewczę miało skończyć jako smocza kolacja :-/ Ale, jak to zwykle w bajkach bywa, pojawił się On - dzielny Jerzy, który przeżegnał się, zabił smoka lancą (zwaną Ascalonem), ocalił monarszą córkę i zwrócił mieszkańcom nieograniczony dostęp do źródła. Ci, w podzięce za czyn Jerzego, nawrócili się na chrześcijaństwo.

* * *

Apparently there was a dragon living at the stream, from which people of a nearby town were taking water... To make the dragon a bit more "friendly" and allow them to use the water, the inhabitants were giving him every day an offering - a young lamb. Unfortunately young lambs were not always available, and sometimes young girls were offered instead..... One day, it turned out that the king's daughter was supposed to be offered to the dragon. The king was terrified and begged for her life. All his effords were in vain, and the girl was supposed to end up as a nice supper for the beast. But.... as usually happens, George appeared on the scene - he killed the dragon with Ascalon and saved the king's daughter's life, as well as returning access to the stream to the people who, being happy for what happened, converted to Christianity...





Tyle mówią legendy... a prawda (choć niektórzy twierdzą, że Jerzy jest postacią fikcyjną) jest nieco inna - otóż Jerzy urodził się w drugiej połowie III wieku naszej ery... nie do końca wiadomo gdzie, ale niektóre źródła podają, że było to w Coventry w Anglii. Matka Jerzego po owdowieniu wróciła do swojego rodzinnego miasta wraz z młodym Jerzym (tereny obecnego Izraela), a Jerzy wstąpił w szeregi armii rzymskiej. Był dobrym żołnierzem i szybko awansował. W 303 roku,  w życie wprowadzony został przez Dioklecjata dekret zezwalający na torturowanie i zabijanie chrześcijan (w tym również chrześcijan służących w rzymskiej armii). Dioklecjat próbował przekupić Jerzego oferując mu ziemie, i bogactwa w zamian za wyrzeczenie się chrześcijaństwa, ten jednak pozostał głuchy na wszelkie oferty. Nie zgadzał się z dekretem i jawnie go krytykował. Niestety niesubordynacja Jerzego tak zdenerwowała cesarza, że.... nie zważając na wcześniejsze zasługi Jerzego nakazał on rozprawienie się ze "zdrajcą". 23 kwietnia 303 roku (bądź 305 roku) Jerzy, po długotrwałych torturach, został ścięty. Wkrótce stał się symbolem męczeństwa, i w konsekwencji został świętym kościoła katolickiego.

* * *

That's the legend. The truth though is a bit less picturesque. Goeorge was born in III century (some sorces say, he was born in Coventry, England). George's mother, after death of her husband travelled back with George to her hometown (area of today's Israel). George joined the Roman army, and as being a very good soldier, he was quickly and constantly promoted. In 303 Emperor Diocletian  issued a law allowing to capture and torture any Christian soldier in his army. George did not agree with this and refused all Diocletian's offers, who tried to bribe him to convert. That of course made the Emperor so cross with him, that he decided to have George tortured and killed. On 23 April 303 George, after prolonged process of rather unpleasant torturing, was beheaded and soon became a symbol of martyr...






I tak w rocznicę śmierci świętego, panowie o imieniu Jerzy obchodzą imieniny (wszystkiego dobrego Wujku:). Ale to nie wszystko.... Św. Jerzy jest bowiem patronem krainy deszczowców:) Dzisiaj Anglicy obchodzą dzień Św. Jerzego, wywieszają flagi św. Jerzego (to ta biała z czerwonym krzyżem). Niestety, "poprawność" polityczna - dacie wiarę - doprowadziała do tego, że wielu Anglików uważa, że obchodzenie tego święta jest przejawem rasizmu, nacjonalizmu i innych takich i generalnie coś, z czym nie powinno się afiszować :-( Tym samym w dzisiejszych czasach więcej Anglików celebruje dzień Św. Patryka (patrona Irlandii), niże swojego Jurka:) Chciałam tylko zaznaczyć, że argument pod tytułem "na świetego Patryka można napić się Guinessa" do mnie nie przemawia, bo po pierwsze Guinessa można napić się w każdy inny dzień również, a po drugie angielskie piwo, czyli ale, jest co najmniej równie dobre jak Guiness. Dlatego tez my wczoraj udaliśmy się do pubu naszego lokalnego na kufel porządnego ale'a:) o jakże akuratnie brzmiącej nazwie LEGEND.... A że nasza wieś jest zacofana, hehe, poprawność wspomniana powyżej jeszcze do nas nie dotarła i dzień Św. Jerzego jest obchodzony tradycyjnie - w pubie przy kufelku, oglądając tradycyjne Mummers Play i śpiewając:)

* * *

So today, on the anniversary of St. George's death, men named after him celebrate their nameday (we do celebrate namedays in Poland, I wonder why it is not common in England yet.... more days like that equals more presents;), and English people fly St. George's flag, as George is the patron of England. Unfortunatly, more and more people, in todays climate of  political correctness have stopped celebrating the day, thinking it offends different nationalities :-/ So it happens, that more English folks are celebrating St. Patrick's day these days,  rather than their own patron's. Sad.... I have to say that English ale is equally good as Irish Guiness, so yesterday, we ventured to our local pub for a pint of Legend, traditional Mummers Play and some folk singing afterwards....:)

 
 

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wiosennie i słodko:) / Springy Giveaway

Te kwiatki, co Wam wczoraj pokazywałam, to okazuje się stary pomysł jest.....

* * *

It seems that the idea for the flower coasters I showed you yesterday is a bit old....  



No dobrze, już dobrze:) Żartuje oczywiście - tak się tylko bawię programem do edytowania zdjęć (po zakupie Białego musiałam przeinstalować programu, i tak jakoś zapodałam sobie inny niż do tej pory program do fotografii, i się teraz przestać bawić nie mogę:) Tak czy siak, powiedziałam wczoraj, że ze względu na projekt wymagający czarnej włóczki nie mogłam dorobić więcej kwiatków black and white. Ale miałam włóczkę błękitną:)

* * *

OK, OK:) I am joking, of course - it's just me playing with my new program for photo editing (after purchasing "The White Beauty" I had to reinstall some programs and I decided to go for a new photo editor than before.... Now, I can't stop playing with it:)
Anyhow, I said yesterday that unfortunately I was not able to make more of black and white coasters due to other arrangements for my black yarn. But.... I had a blue one:)


I zrobiłam taki błękitno-biały i biało-błękitny zestawik - w sumie 6 podkładek. Kolorki tym razem bardziej wiosenne, więc zestwik wydaje się być perfekcyjny na wiosenne/letnie śniadanka/obiadki/podwieczorki na tarasie/balkonie/ogrodzie, czy gdzie tam bądź :)
 
* * *
 
So, I decided to crochet a set of six white and blue and blue and white (3 of each) flowers. The colours are a bit more springy, so the set seems to be perfect for spring/summer breakfast/dinners/tea parties on your patio, or anywhere else in fact:)



A jeśli komuś się taki zestawik podoba, i chciałby przygarnąć, to.... proszę bardzo:) Ogłaszam Giveaway - aby zawalczyć o zestaw 6 (sześciu) wiosennych podkładek szydełkowych należy:
 
1. zostawić komentarz pod tym postem,
2. umieścić poniższy banerek na swoim blogu i podlinkować go
3. w przypadku osób nie blogujących, uprasza się o pozostawienie adresu mailowego:)
 
I dodatkowo, choć nieobowiązkowo:
 
4. dodać się do obserwujących Moorland Home:)
 
* * *
 
If you like it and wish to use it, here is a Giveaway! To take part in it you need to:
 
1. Leave a comment underneath this post,
2. put the giveaway photo (underneath) somewhere on your blog and link it to my blog,
3. Readers not having their own blogs and still wishing to take part in the giveaway, are asked to leave their email address.
 
And additionally (although not obligatory)
 
4. Add yourself to my Followers:) 
 
Buziak!!!!

* * *

Hugs and kisses! :)

środa, 17 kwietnia 2013

Czas na kawę / Coffee time

Mam ja swoje duże i małe demony, z którymi od czasu do czasu staram się walczyć. Jednym z nich jest robienie na drutach, ale nie w sensie, że takie normalne, tylko ażurowe dzierganie mam na myśli.... napatrzyłam się na koleżanek blogerek piękne chusty, szale i inne takie i zachciałam wojny z jednym z tychże demonów... I choć stracha mam strasznego przed takim ażurowym drutowaniem, zakupiłam sobie ostatnio dwa motki niejakiej Alize Angora Gold w niezwykle odpowiadającym mi zestawie kolorystycznym. Powąchałam wełenkę, pomiętosiłam ją trochę w łapkach, zerknęłam na co nieco skomplikowany opis tego co mam w planie robić... i stwierdziłam, że nie mam drutów na odpowiedniej długości żyłce, a i markerów do znaczenia oczek mi brakuje w moim przepastnym koszu. Tym samym udałam się na Ebay, zakupiłam co mi tam trzeba było i czekam....
 
* * *
 
I have my demons with which I try to fight every now and then. One of them is knitting, but not any normal knitting, as I have already worked that out a little bit. I am talking about lacy type of knitting. I have admired my blogging friends' beautiful lacy shawls and scarfs for a long time now, and decided that the time has come to declare a war on "you are not good enough to knot a lacy pattern" demon:) So... I have purchased two skeins of Alize Angora Gold in a very interesting colour (or set of colours, I should rather say). When it arrived, I smelled it, I squashed it a bit, I checked out the pattern I am going to work on, and... I realised I have no long enough circular knitting needles and stitch markers in my huge knitting basket. Oh well... I logged onto Ebay and bought the things I needed. And now I am waiting:)
 


W międzyczasie tak zwanym, jako że poszukując odpowiednich drutów we wspomnianym już przepastnym koszu natknęłam się na szydełko, udziergałam sobie podstawkę pod kubek. Wiosenną, a jakże, choć nie kolorystycznie, ale za to tematycznie. Udziergałam sobie bowiem dwa kwiatki w kolorze biało-czarnym (wzór znalazłam TU)... Miałam ochotę na więcej biało-czarnych kwiatków, niestety w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że czarna wełenka przeznaczona jest na pewien projekt, o który molestuje mnie od dłuższego czasu vonZealówna.... Żeby nie było, za projekt ten w oczekiwaniu na przesyłkę z Ebaya, się właśnie zabrałam.:)
A w przerwach popijam sobie kawę, a kubasek radośnie stawiam na nowej podkładce:)
 
* * *
 
In the meantime, while looking for the needles in the said basket, I came across a crochet hook, so quickly I made two little coasters. With a spring theme of coasters, of course; I made two black and white flowers (HERE is where I found the pattern). I wanted to make more of them, but at the last moment I recalled that the black yarn was to be used for a little project I have been molested about for a while now by a little girl in this house:) Well, it is a secret, but I will tell you that I have started working on this project finally:) I just hope I will have enough black wool:)
And so, I put my cup of coffee I have when working on the project, on my newest crochet flower:)



Kubek kawy, nowa podstawka, bukiet kwiatów na stole i coś słodkiego, i świat się jakiś taki radośniejszy co nieco wydaje:)
 
* * *
 
A nice cup of coffee, a nice coaster, bunch of flowers on the table and something sweet, and the world seems to be a bit more of a joyful place:)


Miłego dnia, kochani i... smacznej kawy:) I wpadnijcie jutro... być może będę miała dla Was małą niespodziankę?...:-)

* * *

Have a lovely day, dear friends:) And pop in tomorrow, I might have a small surprise for you...:-)

PS. I am llinking this little beauty to couple of blog parties - please check out the buttons at the bottom of my side bar, my favourite parties are shown there. And please, do join us!


sobota, 13 kwietnia 2013

Festiwal kwiatowy / Flower Festival



Stali bywalcy mojego bloga być może rozpoznają ten budynek? To kościół Św. Andrzeja - nasz kościół parafialny w sąsiedniej wsi. Otóż budynek ten jest dość poważnie zagrożony - dach kościoła wymaga generalnego remontu (w czasie deszczu w kościele porozstawiane są wiadra zbierające wodę kapiącą przez dziurawy jak sito dach...). Jeśli nie uda nam się zebrać koniecznej kwoty i zabrać się za remont - kościół jako budynek zagrożony katastrofą budowlaną zostanie zamknięty na siedem spustów :-/ Remont dachu tego zabytku kosztować ma - uwaga, uwaga!!! - ćwierć miliona funtów! To masa kasy na niewielką w sumie parafię. Nic dziwnego, że rada parafialna dwoi się i troi aby jakoś te fundusze zgromadzić. Udało się nam dostać pewne dotacje od różnych instytucji, jednak nie pokrywają one koniecznej do zgromadzenia kwoty. Dlatego też co kilka tygodni w parafii odbywają się różnego rodzaju imprezy, z których dochód (bądź to z biletów, bądź z wolnych datków) przekazany jest na fundusz "dachowy":) W ten weekend przyszła kolej na Festiwal Kwiatowy:)
 
* * *

My regulars might recognize this building - it's St. Andrew's, our local parish church. Unfortunately this lovely building is at risk - its roof requires some repairs, in fact the roof has to be replaced completely (during rainy weather, which of course is not unusual here at all, the church's floor is covered with buckets gathering water - the roof is like a sieve). If we don't manage to gather money needed to repair the roof, the church, as a building that is a risk, will have to be closed, which would be a real shame:-/ The cost of repair is - are you ready for it? - a quarter of a million! It is a huge amount of money for a small parish. No wonder that our parish council do anything they can to gather the money. We managed to secure some grants, but they do not cover the whole thing. So every couple of week certain "dos" are organised in the parish, the money from which (tickets sale or donations) are put towards the fund. This week it was the Flower Festival:)


Różne grupy, zespoły, komitety działające we wsiach należących do parafii przygotowały ekspozycje kwiatowe, które można oglądać przez cały weekend we wnętrzu kościoła. Wejście do kościoła na festiwal jest bezpłatne, jednak datki (im większe tym lepiej oczywiście) są bardzo mile widziane:) Muszę Wam, moi mili, powiedzieć, że jest pięknie:)
Poniżej udekorowane wejście do kościoła; najpierw brama prowadząca na teren kościoła, a poniżej wejście główne.
 
* * *
 
Local groups, formations, committees have prepared flower arrangements that can be viewed inside the church. Free entry of course, but donations are very welcome:)
Below you can see how lovely the church entrances have been decorated:

 

























Poniżej aranżacja przygotowana przez Moorland Group, czyli organizację, która powstała w miejsce niegdysiejszej hmmm... jakby to nazwać Ligę Kobiet:) Czyż nie jest cudna?
 
* * *
 
Here we have a display prepared by the Moorland Group (ex Womans Institute). Isn't it lovely?


























A tutaj fragment zaledwie aranżacji przygotowanej przez komitet organizacyjny naszego Festiwalu Folkowego:)
 
* * *
 
And here fragments of the Dartmoor Folk Festival arrangement:)

 

Lokalne przedszkole i szkoła podstawowa równie wzięły udział w festiwalu (muszę powiedzieć, że aranżacja naszej szkoły jest jedną z moich ulubionych - jestem zachwycona misiami siedzącymi w ławkach:) Dacie wiarę, że dzieci nie zapomniały nawet o "oślej ławce", w której posadziły niegrzecznego ucznia???)
 
* * *
 
Our local playgroup and primary school also took part in the festival (I have to say the school's display is one of my favourites - I simply adore these lovely teddies sitting in front of their teacher... will you believe that the children even remembered about a naughty chair in their "class" ;)



A tutaj aranżacje przygotowane przez osoby  bezpośrednio związane z kościołem i kaplicą :)
 
* * *
 
Here we have two arrangements prepared by the Church and the Chapel.


























Poniżej ekspozycja przygotowana przez lokalną grupę artystyczną STAG. Z dumą donoszę, że owa grupa dowodzona jest przez niezwykle utalentowaną i zaprzyjaźnioną z naszą rodzinką Kari:)  
 
* * *
 
Below, a display created by STAG - our local artistic group. (I am very proud to say that the group is lead by a very talented artist and our good friend of ours, Kari). Well done STAG :)

























A to jeszcze nie wszystko - kościół tonie bowiem w kwiatach (i nie tylko)

* * *

And that's not all - the church is full of flowers (and not only flowers)

























Poniżej niezwykła aranżacją zespołu szantowego Mariners Away:) Panowie szantymeni (a raczej ich małżonki) włożyli wiele, wiele wysiłku w powstanie tej ekspozycji - nie zapomnieli nawet o płycie z nagranym szumem fal:) Cudowne! 
 
* * *
 
Here we have a quite amazing display prepared by our local shantiemen "Mariners Away". The members of the band (or their wives, should I say) put a lot of effort into this arrangement - they even put a CD on with sound of the sea.... Absolutely beautiful!

 
 
 

A tu.... aranżacja Cogs and Wheels Ladies Morris, czyli grupy tanecznej morris, w której mam przyjemność tańczyć:) Muszę przyznać, że aranżacja ta oddaje całkowicie naszego ducha - są tu i skałki (nieodłączna część Dartmoor) i roślinność, która na Dartmoor rośnie, i kufel na piwo!!! No i oczywiście dzwonki, które nosimy na kostkach i tańcząca dama:)
 
* * *
 
Now something special - this is a display prepared by Cogs and Wheels Ladies Morries, which I have a great pleasure to be a part of:) I have to say this display depicts beautifully our spirit - we have rocks here (something we have a lot of on Dartmoor), heather and gorse (again, typical for Dartmoor), we have a dancing lady, cogs, wheels and bells we wear around our ankles while dancing. And of course, we have a tankard!


 

A na koniec aranżacja chóru Moor Harmony, w którym to udzielam się wokalnie:) Autorką projektu jest Rosmary, a pomocnikami były Pamela (żona jednego z panów basów) i.... ja:) Nieskromnie powiem, że poniższy bukiet jest moim dziełem:) 
 
* * *
 
And finally a display prepared by Moor Harmony - the choir I am proud to sing in:) Rosemary, one of our sopranos is the author of the project, and Pam (one of our bass's wife) and myself were her helpers:) With no false modesty I will say, that the little arrangement below is mine :) 




Oczywiście to nie są wszystkie aranżacje; grup które aktywnie włączyły się w ratowanie dachu i przygotowały swoje projekty kwiatowe jest znacznie więcej. Mam nadzieję, że odwiedzający będą hojni w kwestii datków :) Zostało już niewiele do zebrania, ale wciąż jeszcze co nieco brakuje:) 
 
* * *
 
Of course those are no all arrangements; there were much more groups that actively took part in the festival. I hope that people visiting church today and tomorrow will love the displays, and that they will be very generous with their donations:) There is still a bit to gather:)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Otwarcie sezonu / Opening of the season

Korzystając z dobrodziejstw aury Moorlandowe Ludki, czyli my, rozpoczęliśmy wczoraj sezon spacerowy Wiosna 2013. Za każdym razem kiedy udajemy się w jakieś jeszcze nieznane nam miejsce, nie mogę wyjść z podziwu w jak pięknym zakątku świata przyszło mi mieszkać.... Cisza, spokój, świat jakby stanął w miejscu... kojący szum wody i rozgrzewające promienie słońca docierające do ziemi przez jeszcze nagie gałęzie drzew. Zieloność powoli budzi się do życia, młode listki powolutku stają się coraz większe, promienie słońca coraz cieplejsze, wiatr coraz mniej przenikliwy... jest pięknie:)
 
* * *
 
Thanks to the totally wonderful weather yesterday, we managed to open our walking season - Spring 2013. Every time we visit a new spot I haven't seen before, I appreciate what a beautiful part of the world I have a privilege to live in. Calmness, tranquillity, natural beauty, it simply feels like time has stopped... The sweet murmur of the water and warming rays of the sun coming down to the ground through still naked branches; greenness is slowly waking up, young leaves are getting bigger, the sun warmer and the wind less bitter... how gorgeous:)



 

Tak wiele jeszcze przed nami nieodkrytych zakątków; zakątków, które są tak blisko, że właściwie można do tych uroczysk dojść pieszo... Jeśli tylko tegoroczna wiosna i lato będą bardziej łaskawe niż te w ubiegłym roku, zdecydowanie musimy nasze odkrywcze spacery odbywać znacznie częściej. Bo w ich trakcie śmieją się nam oczy, buzia wykrzywia się jak banan, a dusza śpiewa....
 
* * *
 
There are so many spots waiting for us to discover them, little beauty spots that are so close we can reach them walking... If only the spring and summer turn out to be less temperamental than the last year's, we will make these country walks a custom. It's a must, because these are the places where your eyes sparkle, your face smiles and you can't help singing "how great Thou art",,,