piątek, 26 października 2012

My się zimy nie boimy:) / Not scared of winter! :)

No, moi mili:) Ponoć dzisiaj Moorlandowa Kraina ma zostać nawiedzona przez ujemne temperatury... Się okaże:) W każdym razie mnie dzisiaj zima nie straszna, bo w zbiorniku jest olej (przynajmniej narazie), w kominku trzaska wesoło ogień, w kubku - gorąca herbatka, a w szafie czeka nowy zestaw grzewczy przeznaczony na deZealowy czerep i szyję:) Zimowy zestaw grzewczy wygląda tak:

* * *

Hello, dear friends:) Apparently tonight we are going to be hit by "minus" temepratures... We'll see. Anyhow, I am not scared of winter cold, since we have oil in the tank, sparky fire in the fireplace and hot tea in my cup. AND!!!! I have a new winter warmer set for my head and neck. My new winter warmer set looks like this:


A tu proszę, od przodu i od tyłu:)

* * *

And here from the front, and from behind:)




I jeszcze jedno:)

* * *

And one more:)


Ale... nie tylko łepetyna moja oraz gardło ma zapewnioną zimową ochronę! Na chłodne, późnojesienne i zimowe temperatury powstała również konieczność pod tytułem ponczo. Ponczo prezentuje się tak: 

* * *

Now... not only my head and neck have protection sorted. For cold, late autumn and winter days and nights I made also a poncho. the said poncho looks like this:


A tu zbliżenie na wzór - ścieg angielski.

* * *

A close-up for the English rib stich.


Zarówno zestaw grzewczy jak i ponczo powstało z welny DROPS ESKIMO (plus niewielkiej ilości DROPS PUDDEL w przypadku komina). Niestety zmuszona jestem podkreślić, że to nie ja taka zdolna jestem i kreatywna, żeby projekty takie cudne wymyslić samodzielnie:) Wzory pochodzą bowiem z pewnej strony internetowej, którą chcę się z Wami, drodzy czytacze, podzielić. A zwłaszcza z tymi, którzy o niej jeszcze nie slyszeli. Ale nie za darmo:) Cena jest następująca: jeśli zrobicie coś na drutach, tudzież szydełku z owej stronki, to koniecznie musicie się pochwalić swoim dziełem na swoim blogu (dotyczy oczywiście osób, które blogują):)
Ale do dzieła. Strona na której znajdziecie, dziesiątki cudnych projektów to www.garnstudio.com. Wzór na ponczo znajdziecie, jeśli klikniecie TUTAJ, natomiast wzór na czapę i komin: TUTAJ. Życzę miłego sztrykowania:)

* * *

Both winter warmer set and poncho were made from DROPS ESKIMO (plus a touch of DROPS PUDDEL for the neck warmer). Unfortunately, I have to emphasise, that it is not me who is so smart creative and clever to make so lovely designs on my own. The designs come from a website that I am going to share with you, who don't know it yet. But not for free, hahaha. The price is as follows: if you knit or crochet anything from the said website, please blog about it!
But don't let me keep you waiting:) You will find dozens and dozens of fab designs at www.garnstudio.com. Poncho design you can find if you click HERE and hat and scarf design HERE.
Happy knitting:)!!!

wtorek, 23 października 2012

Wio koniku:) / Giddy up little horse:)

Mój najnowszy nabytek. Mały konik na biegunach znaleziony "na klamotach", zwanych również Centrum Recyklingowym, czyli w miejscu gdzie śmieci jednego człowieka okazują się skarbami innego.... Kosztował mnie całego funciaka, no zrujnowałam się na galopujace zwierzę czterokopytne:)

* * *

My newest sweetheart:) Little rocking horsey found in a so called  Recycling Centre, a place where rubbish of one man is a treasure of another... He cost me a whole round pound... I just couldn't help spoiling myself with a galloping four-hoofed animal:)


Konik w pierwszej wersji miał  zostać potraktowany na biało, ale po doprowadzeniu zwierzaka do domu, oczyszczeniu i wypolerowaniu sierści i grzywy, okazał się być całkiem przystojnym rumakiem bez konieczności farbowania. Zostanie taki jaki jest:)

* * *

The horsey was supposed to be painted white to begin with.... however after bringing the little baby home and giving him a little TLC, he turned out to be a quite handsome young stallion, just as he is:)

środa, 17 października 2012

Piekarnik poskromiony:) / Man v food (stains) :)

Nie jest dobrze, kochani. Podekscytowana sukcesami z zeszłego miesiąca, kiedy to dzięki sporządzeniu listy pt. "do zrobienia" udało mi się odmienić mebelki w kuchni, sporządziłam podobná listę na miesiąc październik. I tak co kilka dni na nia spoglądam, i na tym sie kończy. ZONK jednym sowem. Jakoś nie mogę się zebrać, żeby cokolwiek zrobić:) A trzeba Wam wiedzieć, że na liście nie ma puktów typu: dobudować garaż, zaadaptować strych, wykopać dziurę na basen.... Są tam natomiast punkty bardzo proste, jednym z nich jest wyczyszczenie piekarnika. Nie wiem jak Wy, ale ja za szorowaniem piekarnika specjalnie nie przepadam, nie mniej jednak czasem trzeba to zrobić... Generalnie staram sie piekarnik doprowadzić do stanu używalności co 3-4 miesiące, a ponieważ w Moorlandowej Chałupie piekarnik wykorzystywany jest na porzadku codziennym, po trzech miesiącach od czyszczenia wyglada on, hmmmm, tak sobie ;-/ No więc w końcu, w połowie miesiąca, postanowiłam napocząć moją październiową listę i wyszorować rzeczony piekarnik. Korzystałam z metody, którą z pewnością i tak wszyscy już dawno znacie, nie mniej jednak, na wypadek gdyby znalazła się jakaś zagubiona duszyczka, która nie zna, jak również dla pożytku własnego (bo pamięć ma z wiekiem dziurawa jak sito się robi i nie jest wykluczone, że mogłabym zapomnieć jak się piekarnik szoruje) napiszę:) Otóż do tego czarodziejskiego procederu będziemy potrzebować:

1. miseczkę,
2. pędzel, tudzież łyżkę
3 wodę,
4. ręcznik,
5. gąbkę do mycia naczyć z powierzhnią szorującą,
6. rolke papierowych ręczników
7. i magiczny składnik: sode oczyszczoną

PS. Przydadzą sie również rękawiczki w celu ochrony naszych łapek - ja jakoś zawsze zapominam i potem nam wrażenie że skórę na dłoniach mam o dwa rozmiary za małą:)

* * *

Things are not going well, my dear friends... Excited about my September success, when thanks to my to do list I managed to revamp the kitchen, I thought I would make similar list for October. So I did. I look at it every couple of days. And that is where it ends, hehehe.  For some reason, I just can't get myself  started... And what you need to know is that my list doesn't contain super tough tasks like building a garage, or digging a deep hole for a pool:) It contains easy tasks, like scrubbing the oven. I don't particularily like it, but I do try to scrub it every 3-4 months, since it is literally used every day in our house (so you can imagine how it looks after 3 months)
So, after a non productive first half of the month, I finally decided to get on with cleaning my beloved oven:) I used a method that most of you already are probably familiar with, however, if somewhere in the blogosphere there is some lost soul, who isn't, and also for my personal advantage (getting older means my memory is becoming somewhat of a sieve, and I might forget the method myself) here it is:
We will need:
1. Bicarbonate soda (or baking soda)
2. a bowl,
3 a brush (or any other tool to apply the paste)
4. hot water
5. scourer sponge
6. towel
7 kitchen paper towels

PS. You might also want to use gloves to protect your paws. I usually forget about it, and then I feel like the skin on my hands is two sizes too small:)


A teraz uwaga, proszę odłożyć wszelkie przekąski jakimi sobie obecnie dogadzacie i wstrzymac oddech, bo pokaże Wam teraz jaka ze mnie fleja, hahaha. Oto drodzy czytacze moi, jest mój piekarnik po 4 (slownie: czterech) miesiącach użytowania:

* * *

And now attention please, do put away any snacks you might be munching on right now, because I am going to show you my oven after 4 months of usage:)



Bleeeeee......
Ale jest na to rada, bocian powiada, jak mawiał mój kolega z klasy. Otóż otwieramy piekarnik i wyciągamy szybke do czyszczenia (o ile jest taka możliwość). I kładziemy ją w bezpiecznym miejscu, na stole na ten przykład. Następnie wsypujemy odpowiednią ilośc sody do mieczki, dolewamy ciepłej wody i mieszamy do konsystencji pasty. Pastę nakładamy pędzlem, bądź jakimkolwiek innym narzędziem na szybkę. Dodatkowo dla pewności posypujemy jeszcze warstewką sody...

* * *

Yuk....
So, into action. First we need to get the oven door glass out (if the oven build lets you do that) and put it on a safe surface (table is a good bet). Mix the soda with some water to the consistency of a quite thick paste and spread it on the glass. To be extra sure it will work scatter a bit more of soda all over the glass...



... po czym przykrywamy nasze dzieło ścierką, lub ręcznikiem namoczonym w dość gorącej wodzie i zostawiamy na około 20 - 30 minut. (uwaga, kota można próbować zrzucić ze stołu, zwykle jednak kot z naszych zabiegów nic sobie nie robi i... jak to kot, siedzi tam gdzie akurat ma ochotę... i już:)

* * *

...Then cover the glass with a towel soaked in rather hot water and leave for about 20 - 30 minutes. (Note, you can try to scare The Cat off the table, usually however, The Cat has a mind of its own, and sits where The Cat wants to sit, nevertheless) 



Kochani, to nie jest żadna magiczna sztuczka w stylu Davida Copperfielda. To obrzydliwstwo, które odkładało sie na naszym piekarniku przez parę miesięcy nie zniknie po przejechaniu ściereczką, jak to bywa w reklamach telewizyjnych niektórych środkow czyszczących. Trzeba tu jednak zastosować siłę mięśni i deczko poszorować. Nie mniej jednak, osobiście uważam, że metoda sodowa jest najlepsza z próbowanych przeze mnie. Jak dotąd ma się rozumieć. Więc bierzemy gąbeczke do mycia naczyń i ruchami kolistymi delikatnie (a w co poniektórych miejscach nieco mocniej) czyścimy szybkę:) Po czym zbieramy ręcznikiem papierowym naszą sodową masę zmieszaną z obrzydliwym brudem i... wycieramy do sucha. I......
tadaaaaaam!!!

* * *

Now, dear friends, I need to point out that it is not all magic. The grub that is accumulating in our ovens for months is not going to disapear after whiping it with a cloth (like some of the adverts show). We do need to apply some "elbow grease" and do a bit of scrubbing. So, take your scourer and gently (and sometimes a bit harder) scrub the grub, then wipe off what is on the glass, and dry with a paper kitchen towel, and....

Cieszymy oczy prawie nowym piekarnikiem:)
A wiecie, że w czystym piekarniku to nawet jedzonko bardziej apetycznie wygląda???

* * *

Now our eyes can enjoy looking at the like-new oven:)
And have you ever noticed that in a clean oven food looks more appetizing???


wtorek, 16 października 2012

niedziela, 14 października 2012

Jesienne impresje.... / A momentary lapse of season

Jesień.... robi się już naprawdę zimno. Czas wygrzebać z czeluści szaf i kufrów przeróżnych ciepłe swetry, czapy, szale i rekawice. I kurtki puchowe. A póki co, ostatnie promienie słońca wykorzystać na szybkie spacerki w poszukiwaniu jabłek i kasztanów...
A po powrocie zrzucić z siebie ciepłe poncho, wręczyć jabłka vonZealowi i ułożyć serducho z kasztanów...

* * *

Autumn... it is getting really really cold. Time to reach into deepest corners of wordrobes and trunks in desperate search of thick jumpers, wooly hats and scarves and gloves. And winter caots. But before that, to catch the last moments of sun and go for a quick walk to find apples and conkers....
And upon the return, to take of your warm wooly poncho, give the apples to your loved one, and make a conker heart...






A potem już ogrzewać się w cieple świec, przy gorącej herbacie i świeżutkim jabłeczniku na ciepło. Z orzechami:)
Lubię taką jesień... i może sobie nawet padać deszcz, pod warunkiem że nie muszę wtedy wystawiać nosa za drzwi:)

* * *

And then snuggle in the warmth of candles, sipping hot tea and munching on lovely toffee apple pudding. With nuts:)
I like such autumn... and it can even rain madly, as long as I don't have to venture out:)  

czwartek, 11 października 2012

Dodatek / Appendix



...do zupy ma się rozumieć. Nie w sensie, że z wkładką (np. mięsną w postaci muchy, hehe), ale edit taki postanowiłam napisać. Przyczyna tego jest prosta - trudności ogromne z zakupem dyni piżmowej w nadwiślanskim kraju. Otóż, moi mili, mam dobrą wiadomość; zupę podobną można zrobić wykorzystując najzwyklejszą dyńkę! Zrobiliśmy wczoraj zupkę z dyni, dokładnie według podanego przepisu i... było PYCHA! Jedyna uwaga dotyczy ilości użytej wody/wywaru. Nie wiem czy dyńka zawiera więcej wody w sobie od "piżmaka", czy ki czort, ale zupa z dyńki miała nieco mniej kremową konsystencję. Może zatem należy dodać mniej (około 1 do 1,25 litra) płynu. Reszta dokładnie według przepisu!
A i jeszcze jedno, zupa najlepiej smakuje na drugi dzień, kiedy się pięknie "przegryzie". Chociaż dośc trudno zostawić cokolwiek w garnku na drugi dzień....

* * *

Just a small update to my last post, where I posted a recipe for  a butternut squash soup. I received some comments about difficulty some of you might have finding butternut. Good news, dear friends - you can make an equally lovely soup using the most common pumpkin! We made it yesterday according to the recipe I posted, and it was DELICIOUS!!! One thing only, I have no clue if it is because pumpkins contain more water than butternut, but the consistency of the soup was a bit less creamy. So if you want your soup thicker, then you should reduce the amount of stock/water put into it. Everything else, just as it said in last post.
Oh, and one more thing, the soup is "the bestest" the next day, after it "bites through". Although it is very difficult to leave anything in the pan for the next day.... :( haha

piątek, 5 października 2012

Zupa na jesień.../ A soup for autumn...

... chociaż właściwie my jemy ją również w inne pory roku. Nie mniej jednak jesienią smakuje jak ambrozja... zupa z dyni piżmowej. Dynia piżmowa wygląda tak:

* * *

... although in Moorland Home we eat it all year round. It is during the autumn however, that it tastes more than divine:) Dear friends, I present you with......a buternut squash and pear soup


A oto co potrzebujemy na ową jesienną ambrozję:

Jedna dynia piżmowa,
jedna cebula,
2 gruszki (lub 1 puszka gruszek w syropie)
Litr wywaru z kury lub warzyw (z kostki jest całkowicie ok)
1/4 - 1/2 litra wody
pryprawa curry
sól pieprz
chilli (jeśli chcemy dodać co nieco "piekiełka")
1 łyżka oleju

I to wszystko. Parę składników, banalnie proste wykonanie i absolutnie fantastyczny efekt. No sami zobaczcie jak banalnie prosto robi się piżmowa zupę:)
Po pierwsze obieramy "piżmaka", kroimy na pół, wybieramy ziarna i "siano" ze środka. Pozostałośc kroimy w sporą kostkę. Otwieramy puszkę z gruszkami. Obieramy i kroimy w kostkę cebulę.

 * * *

Here is what we need to make the soup:

1 butternut squash
2 pears (or 1 can of pears in syrup)
1 lt of vegetable or chicken stock
1/4 to 1/2 lt of water
curry powder
salt and pepper
chilli flakes (if we want to add extra wooooosh)
1 tbs of oil

And that is it. A few ingredients, extremely simple recipe and outstanding outcome:) Here is what we have to do:
Firstly we peel butternut squash, cut it in half and get rid of the seeds and stringy bit. Then we chop it roughly. Open tin of pears. Peel and chop an onion.


Na rozgrzany olej wrzucamy cebulkę celem zeszklenia.

* * *

Lightly fry the onion on a low heat.



Do cebuli dodajemy jedną łyżke przyprawy curry. 

* * *

Add 1 tbs of curry powder.


Mieszamy:)

* * *

Mix to coat the onion with the powder:)


Dodajemy naszego pokrojonego w kostkę "piżmaka"

* * *

Add the cubes of butternut squash.


Dodajemy gruszki.

* * *

Add pears.


Dodajemy wywar i wodę. 

* * *

add stock and water.


Gotujemy na wolnym ogniu przez około 25 minut do momentu aż "piżmak" będzie miękki.

* * *

Cook on a low heat for about 25 minutes untill butternut squash is soft.


Zdejmujemy z ognia, traktujemy blenderem do konsystencji gęstego kremu i..... jemy, najlepiej ze świeżym własnoręcznie upieczonym chlebkiem. Albo bułeczką:)

* * *

Take off the heat and blend till cream consistency. Finally.... eat, best with homemade bread. Or a roll:)


Jak myślicie, jak taka zupka smakuje, kiedy wraca się do domu jesienno-zimowym wietrznym, deszczowym wieczorem??? :) :) :)

* * *

How do you think it tastes when you are comming back home on a autumn, windy and rainy evening???  :) :) :)


PS. To cosik w zupie przy bregu co właśnie zauważyłam, na 100% nie jest muchą, tylko albo kawałkiem grubo mielonego pieprzu, ewentualnie paprochem, ale nie w zupie, tylko na obiektywie.  Słowo harcerza!

* * *

PS. That something floating in the bowl, that I have just noticed, is absolutely not a fly. It is either a piece of ground pepper or a speck of dust (but on the lens, and not in the soup!!) Promise :)