piątek, 29 lipca 2011

One Lovely Blog Award

(To my English speaking blogging friends, please read the English version under the blog award picture)

Kilka dni temu zostałam z niewiadomych mi przyczyn wyróżniona przez moje dwie blogowe koleżanki, Mirelkę i Emocję. Dziękuję Wam bardzo, bardzo! Wyróznienie owo wiąże się oczywiście z pewnbymi regułami, które - jak to często bywa - niniejszym mam zamiar... złamać. W oryginale należy oczywiscie podziękować ofiarodawcy (co niniejszym uczyniłam), powiedzieć o sobie 7 rzeczy (co nastąpi poniżej) oraz nominować do nagrody 16 blogów, przy czym nie można nominować osoby, od któej wyróżnienie się otrzymało. I tu następuje bunt :) Nagroda owa bowiem jest już dośc popularna, i wielu blogom została już przyznana. Dlatego zdecydowałam, że wyróżnię 6 blogów: 3 polskie i 3 zagraniczne. A oto i one:

Kategoria A - blogi polskie:


Kategoria B - blogi pisane po angielsku (i moje ostatnie odkrycia, baaaardzo uzależniające :)


Proszę się częstować (nagroda do skopiowania i wklejenia u siebie na blogu poniżej). A, i nie zapomnijcie poinformować nominowanych przez siebie blogów i przyznanej im nagrodzie w komentarzach:)

A teraz 7 prawd (hehehe) o mnie:
1. Jestem niepoprawnym i totalnie niereformowalnym śpiochem (czy ktoś jeszcze uważa, że najlepszy sen to ten nad ranem???? No grzech się budzić po prostu, hahaha)
2. Obrażam się na cały świat, jeśli coś jest nie po mojej myśli (przynajmniej vonZeal tak twierdzi),
3. Moje ulubione danie to czekolada, a właściwie wszystko co słodkie oprócz cukru (w postaci cukier kryształ znaczy się).
4. Śpię z Dionizym (no wiem, że nie powinnam, ale nic na to nie poradzę, że pies w wyrku być musi, nawet jak vonZeal ledwo się mieści:)
5. Uwielbiam Marmite :)
6. Będąc młodym i nieopierzonym dziecięciem kochałam się do szaleństwa w Joeyu Tempescie z Europe :)
7. Próbuję zrzucić 10 kilo ciałka i ponoszę sromotną porażkę (patrz punkt 3).

To tyle:) Miłego weekendu:)




A few days ago, for reasons I really don't understand at all, I was awarded this ONE LOVELY BLOG AWARD by my two blogging friends: Mirelka and Emocja. Dear friends, thank you soooo much:). The award comes (as they often do) with a few rules, which (as it often happens) I am just going to... break :)  Originally, the rules were as follows:
1. say a pretty thank you (with a cherry on the top and some sprinkles) to the bloggers you received the award from (which I have already done),
2. write 7 things about yourself (which I am going to do)
3. pass the award to another 16 blogs (you can't nominate the blogger you received the award from). And here I'm going to lead a mutiny :) The award I'm talking about is already quite popular, which means that quite a few blogs I would normally nominate, have already been awarded it. Therefore, I have decided that I will nominate 6 blogs only: 3 Polish ones, and 3 American-English ones. And the winners are..........

Category A - blogs written in Polish


Category B - blogs written in English (my latest discoveries..... LOVE!!!)


Enjoy! Please copy the award photo and place it on your blog, and don't forget to inform the bloggers you nominate of their award in their comment boxes:)

And now the 7 truths (hahaha) about myself:
1. I am a terrible and totally incurable sleeper and I strongly believe that the best part of your beauty sleep is in the morning :)
2. I sulk if something is not going my way (at least vonZeal (my partner) says so, but I would strongly disagree, and I think it is he that sulks a lot:), especially when I chose the paint colour, furniture and other bits and bobs, and keep a tight rein on his photographic equipment expenditure),
3. My favourite food is chocolate (or should I say anything that is sweet really, with the exception of sugar itself (on its own I mean:) )
4. I sleep with Diesel (my dog). Ok, I know some people say it is not healthy, but I couldn't disagree more...  My dog has to sleep with me, full stop, even if vonZeal has to sleep in the dog basket :)
5. I love Marmite!
6. As a young and quite stupid girl I was deeply in love with Joey Tempest from the superband EUROPE :) (red face....)
7. I am trying to loose about 10 kilos and failing terribly (see number 3) :)

Hope you all have a great weekend:):):)

sobota, 16 lipca 2011

Zwycięstwo...

...smakuje wybornie :) Zwłaszcza jeśli jest to zwycięstwo nad własnymi lękami, słabościami, fobiami czy czym tam jeszcze... Ale do rzeczy;
Od lat piekę własny chleb, ale zawsze używam wynalazku zwanego maszyną do chleba. Dostaliśmy kiedyś dawno temu takie właśnie ustrojstwo od znajomych, którzy użyli to-to trzy razy i odstawili w czeluście szafy... Bo z takimi przyrządami to właśnie tak jest, że albo używa się codziennie, albo nie używa wcale. Od czasu kiedy automatyczny piekarz pojawił się w naszym domu użytkowany był codziennie. I naprawdę szczerze polecam, bo to taki magik, co i chleb upiecze i ciasto wyrobi (bo ja sama zbyt delikatne rączęta mam, hehehe), ba, nawet dżem zrobi:) I tylko dwie rzecz mnie wkurzały od zawsze - dziura na spodzie chleba od mieszdła, (którego w moim prywatnym piekarzu nie da się wyjąć) i fakt, że taki chleb to - pomimo, że dobry - to jednak wydawał mi się taki trochę oszukany. Prawdziwy chleb na zakwasie i ugnieciony "tymi ręcyma" mi się marzył od dawna.... z tym, że zarówno "ugniecanie" jak i sam zakwas przerażał mnie niczym najlepsza powieść grozy... i tak odkładałam i odkładałam, a czym bardziej odkładałam, tym bardziej mi się chciało ugniecionego własnoręcznie chleba na zakwasie, takiego naszego polskiego.... 
I oto on, owoc mojej zwycięskiej walki z zakwasem, bochen numer 1, o wdzięcznej nazwie Chleb Polski, którego przepis bezczelnie zgapiłam od Dorotus. Tadam!!!!!


 


Bochen oczywiście się mignął, a zwycięska walka ze słabościami i fobiami zakwasowymi została przypieczętowana bochenkiem nr 2:)
I taka jestem z siebie dumna, że dziób mi się cieszy, a ogród odwzajemnia uśmiechy...



 





 

 


A teraz już idę sobie ukroić kolejna pajdę chlebka:) Ktoś sobie życzy kromalka???
Buziol:)

wtorek, 12 lipca 2011

Czy mnie jeszcze pamiętasz ?...

że się tak ośmielę zapytać. No bo jak to tak... Będąc dziecięciem małym ze wszech stron pienia zachwyconych głosów słyszałam a teraz.... No i tak myślałam i myślałam i wpadłam na to, że chyba wszyscy tu o mnie zapomnieli :( No to mówie do tej mojej Mamy deZeal: "Ale ty paskudna mamucha jesteś wiesz? O Dyziu to bez przerwy coś piszesz, a o mnie to... że się tak wyrażę: kot bury (znaczy się wielkie NIC)". A ona mi na to: "Ale jak to o Dyziu cały czas, przecież ja sama na blogu nie byłam przez ho ho ho, a może nawet i ho ho ho ho. No ale jak tak chcesz, co siadaj i pisz, w końcu nie od parady imię po wielkim poecie dostałaś"...
No to się wpakowałam - myślę sobie... Pewnie jeszcze wierszem mam pisać, hehehe, Pushkin to może ja i jestem, ale nie ten od poezyji :) No i tak siedzę i myślę...


... no bo cóż takiego mam napisać? O tym jak to któregoś pięknego dnia strasznie mi się zachciało zaprzyjaźnić z innymi kotami (płci męskiej oczywiscie) i w związku z tym piękne serenady wyśpiewywałam z parapetów okiennych na wszystkie cztery strony świata?? No naprawdę się starałam moim uroczym kocim sopranem naczystsze dźwięki z gardła wydobywać... niestety, mamucha niedobra nie podzielała zachwytu dla moich umiejętności wokalnych i zapodała mi niezłe kuku tydzień później. A potem jej przykro było, jak taka bidula do domu wróciłam od weta... a dobrze jej tak, hehehe. A ja od tego czasu nie śpiewam już, bo w tym domu to się na prawdziwej sztuce i tak nie znają, to co się będę wyslilać, nie?




A propos weta, to znowu mnie tam zatargali całkiem niedawno. Z Dionizym byłam w celu przeglądu i szczepień:)  Dyzio oczywiście do samochodu nie za bardzo, więc mamucha musiała mu pomóc i tyłek podsadzić, co by się pan hrabia wielmożny do karety dostał i wygodnie na salonce z tyłu położył. Ja oczywiście jak na arystokrację przystało zostałam wniesiona w mojej osobistem lektyce:) No i vonZeal-tata-szofer zabrał nas do weta. A tam cyrk normalnie na kółkach. Dionizy został poddany przglądowi jako pierwszy i wet powiedział, że jest straszliwie grubaśny i na dietę go trzeba..., znaczy się mniej kąsków ponętnych dostawać teraz musi:) No mówie wam, zwijałam sie tam w tej mojej lektyce okropnie ze śmiechu jak słyszałam co ten wet opowiadał i jak widziałam Dionizego zawstydzone spojrzenie, hehehe...
Ale potem przypomniałam sobie takie przysłowie "nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku..." Bo przyszła moja kolej. I wytaragali mnie z mojej lektyki i wet pooglądał ze wszystkich stron (oczywiście skomplementował moją śliczna buzię, a jakże) a potem wsadził mnie na wagę. I wiecie co??? Powiedział, że ja również mam trochę za dużo tłuszczyku. Bo 4 kilogramy ważę, a według niego będąc kotem drobnym powinnam ważyć 3 i pół... no szczyt normalnie, żeby kociej arystokracji wagę wypominać!!!! No jak tak można do DAMY????? Widział to kto ? Kot wagi piórkowej mam być!! Obraziłam się! Więcej tam nie pójdę!

Nie wiem dalczego ten wet tak powiedział, bo ja wcale leniwa nie jestem, żeby z tego lenistwa w tłuszczyk obrastać... Bo ja - drodzy Państwo - bardzo dużo w domu pomagam. Insekty różne latające albo pajęczyny przędące wyłapuję, lodówkę rozmrozić potrafię...


ogród wypielić...

Ale najbardziej lubię obserwować co się dzieje w około:






Ale przecież każdemu czasem należy się odpoczynek po tak ciężkiej pracy. Wtedy najbardziej lubię leżeć i ładnie pachnieć :)



Macham do Was łapką na dobranoc:)


środa, 6 lipca 2011

O torcie jeszcze będzie...

bo tortu bać się nie można. Droga Lambi, tort nie jest tak słodki jak by się mogło wydawać, jest tylko bardzo bogaty w kalorie, hehehe. I, moja kochana Miro, tu nic piec nie trzeba... bo widzisz, ja jako imbecyl kulinarny nie zabieram się za dania, które wymagają więcej niż minimum wysiłku z mojej strony. Dlatego też od pewnego czasu prenumeruję sobie pewien magazyn dla ludzi "zbyt zajętych aby spędzać godziny w kuchni" EasyCook, czyli według mnie zarówno dla kompletnie zapracowanych, jak i  dla takiej kulinarnej imbecylencji jak ja! Tak więc tort ów jest najprostszym, a przy tym jak widać w poprzednim poście, niezwykle efektownym tortem (nie, żebym się jakoś specjalnie przechwalała, hahaha). 


Tort, jest B-A-N-A-L-N-I-E prosty i nie wymaga użycia piekarnika. Będziemy potrzebować:

  • Kuchenkę gazową, bądź elektryczną,
  • lodówkę,
  • wagę,
  • tortownicę z wyjmowanym dnem o średnicy około 20 cm plus papier do pieczenia do wyłożenia dna i boków tortownicy
  • wałek
  • drewnianą łyżkę oraz łyżkę stołową,
  • folię spożywczą,
  • garnek
  • i miskę (nie plastikową, musi być odporna na wysokie temperatury)
oraz
  • 175 g ciastek digestive
  • 85g rozpuszczonego masła
  • puszkę karmelu (czyli masy krówkowej, czyli "dulce de leche") o pojemności 397g
  • 1 łyżeczkę soli morskiej,
  • 300g gorzkiej czekolady (przepis podaje, że ma być to czekolada 70%, ja dałam 100g 70-cioporcentowej i 200g 50-cioprocentowej, i było super)
  • 600ml śmietany kremówki
  • 25g cukru pudru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilli
No to do dzieła:

Ciasteczka digestive wrzucamy do woreczka i tłuczemy je na piasek. Piasek ów wrzucamy do naczynia w którym uprzednio stopiliśmy masło i łączymy. Masą ciastkową wykładamy dno tortownicy, po czym odstawiamy do lodówki do schłodzenia na 10 minut. W tym czasie otwieramy puszkę z karmelem. Do niewielkiej miseczki odkładamy 2 łyżki karmelu, dodajemy łyżkę kremówki, mieszamy i przykrywamy folią spożywczą (masa ta zostanie wykorzystana do dekoracji tortu). Do pozostałej ilości karmelu wsypujemy łyżeczkę soli i mieszamy. Następnie nasz posolony karmel wylewamy na schłodzony ciasteczkowy spód zaczynając od środka, tak aby karmel nie pokrył całego spodu - brzeg spodu (tak około 1,5 - 2 cm) powinien pozostać "goły", bez karmelu znaczy się:) I... siup do lodówki na 20 minut. A my w tym czasie zabieramy się za czkoladę:)
Czekoladę łamiemy na kawałki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Kiedy rozpuści się on całkowicie, wyłączamy palnik (ale w dalszym ciągu zostawiamy na nim miske z czekoladą), po czym wlewamy do rozpuszczonej czekolady kremówkę i mieszamy na gładką, błyszczącą, gęstą masę czekoladową. Na końcu wsypujemy cukier puder i ekstrakt z wanilii i mieszamy. Zabieramy miskę z kuchenki i studzimy przez około 10 minut. Po tym czasie wylewamy masę na nasz ciastkowo karmelowy spód, poczynając od brzegów, tak aby masa czekoladaowa ładnie wypełniła brzeg nie pokryty karemelem. I znowu do lodówy, na co najmniej 5 godzin... I to by właściwie było na tyle, poza tym, że tort dobrze jest udekorować. W tym cely bierzemy woreczek do zamrażania żywności (no chyba że ktoś ma taki specjalny rękaw do dokorowania), ładujemy do niego naszą masę karmelowo śmietanową, obcinamy maleńki fragmencik w rogu i bawimy się pięknie, jak dzieci na plastyce w szkole:):):)
Smacznego...



Tort powinien wystarczyć na około 8 osób, chociaż mi udało sie go podzielić na 10 kawałków i nie były one mikroskopijne! Warto podzielić na więcej bo 1/8 tortu to - bagatela - 925 kcal. Mniejszy kawałek oznacza zatem mniej kalorii, a tym samym mniejsze wyrzuty sumienia... Zresztą, co tam wyrzuty... od czasu do czasu, zwłaszcza jak się trafi specjalna okazja, można sobie zapodać kawałek kalorycznej pyszności. Zawsze pogłodować można następnego dnia :)

A żeby nie było tylko o jedzeniu, to proszę, fotki ze spaceru:











Miłego dnia :)

sobota, 2 lipca 2011

Dzień vonZeala

był wczoraj. Znaczy się urodziny wczoraj obchodził chłop mój osobisty... Przez przyzwoitość nie powiem które, ale jak to mówią "starość nie radość, młodość nie wieczność". Toteż, coby vonZealowi dzień ów osłodzić słoneczko świeciło pięknie, pszczółki bzyczały uroczo, ogród przystroił się odświętnie w roślinność kwiatową, generalnie dzień był w dechę:)




Zadowolony z takiego obrotu sprawy vonZeal z radością dziką zabrał się popłudniową porą za testowanie grilla nowego... Grill jak to grill, nowy czy nie nowy, smakowite rzeczy wyczarować potrafi. I chociaż wczoraj poszliśmy po tak zwanej "najmniejszej linii oporu" jeśli chodzi o jadłospis, to... i tak było dobre:)



I jak się już napchaliśmy super niezdrowymi kiełbaskami, burgerami, i innymi takimi, a tłuszcz ściekał nam po brodach (bleeeee...) przyszedł czas na ostatnią osłodę dnia, czyli super-hiper-extra-kaloryczny tort...




Kochani, absolutnie nie polecam nikomu owego tortu czekoladowo - karmelowego! Jest on zdecydowanie zbyt dobry aby poprzestać na jednym kawałku...no po prostu ambrozja... nie można się powstrzymać przed sięgnięciem po jeszcze troszkę... a dupka rośnie :) Chcecie przepis? :):):)

I tylko Dionizy nie za bardzo zadowolony był. Dieta ścisła niezwykle, zapodana przez przerażonego (no dobrze, powiedzmy że zaniepokojonego) wagą Dyzia weterynarza spowodowała, że psina musiała obejść się smakiem zarówno jeśli chodzi o grila, jak i tort...


PS. Ogłaszam, że OKNA zostaną wysłane do Miry. Mira, skrobnij adresik na mejlika :)