Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pushkin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pushkin. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 marca 2012

Franek Mysz :) / Frankie the Mouse:)

Pozwólcie, że się przedstawię; Franek Mysz jestem:)

* * *

Please, allow me to introduce myself, I'm a mouse of tail and waste buahahahaha....:-)


Oto jest Franek Mysz. Franek powstał z resztek znalezionej przeze mnie w czeluściach szafy włóczki w kolorze niebieskim, która zupełnie nie wiem skąd sie u mnie wzięła. Jak na prawdziwą mysz przystało ma uszy i ma ogon i... mysz kształtem przypomina:)

* * *

Here is Frankie the Mouse. He was made out of some waste yarn I found in the deepest corner of my wardrobe. As a real mouse should, he has ears and he has a tail and he even - surprisingly - reseambles a mouse:)




Franek jest bardzo fotogeniczny. I cierpliwy bardzo jest. 

* * *

Frankie is very photogenic. And veeeeery patient:)



Niestety, z przykrościa muszę zawiadomić, że wzoru na Franka nie będzie. Franek był bowiem projektem kompletnie spontanicznym i powstał jako kompan urodzinowy dla Panny Puszkin. Nie mając kompletnie pojęcia co mi "zejdzie" z szydełka, nie zapisywałam sposobu wykonania. Tym, samym Franek pozostanie w jednym jedynym egzemplarzu, bo wszystko pozostałe co może kiedyś w przypływie dobrego humoru zrobię na frankową modłę, na 100% Frankiem już nie będzie - pewna jestem, że taki słodziutki zadarty nosek w życiu mi już nie wyjdzie:)

* * *

Unfortunately, I have to say there is no pattern for Frankie. He was a totaly spontanious project created as a birthday companion for Miss Pushkin. Not being able to predict what would come off my crochet hook, I didn't write anything down. So, Frankie is and will remain the one and only mouse of his kind, as I am pretty sure anything mouse-like I'll ever make in the future (if at all), will not be Frankie at all - no way I will be able to recreate another cute upturned nose like Frankie's again:)


Jak wspomnialam powyżej Franek powstał jako urodzinowy prezent dla Puszkin. Panna Puszkin straciła głowę dla tego przystojniaka (jakość zdjęć z Puszką jest nieco gorsza, bo ta całym swoim jestestwem światło mi przysłoniła....)

* * *

As I said Frankie was a pressie for Miss Pushkin's 2nd birthday. She completely lost her head for him! (as you see, the pictures got somehow worse, as Miss Pushkin with all herself, covered the light, haha)


Zakochana po uszy z całej siły przytulała Franka do serca:)

* * *

Puss in love was hugging Frankie right to her heart :)

A na koniec pozwoliła mu zasnąć blogo na własnym ogonie:) Dobranoc Franku....

* * *

And finally she let him fall sweetly asleep on her own tail:) Good night Frankie....



 

piątek, 17 lutego 2012

Dzień Kota.... / Cat's Day...

Dzisiaj dzień kota. Podobno:) A że kota u mnie długo szukać nie trzeba - najczęściej kot się znajdzie śpiący na środku łoża deZealowego albo pyskujący po kociemu przy misce, bo pusta... - to... wszystkiego najlepszego Kocie Mój:)

* * *

Today is a cat's day. Apparently:) And since you don't have to search long for a cat at my house (usually you can find the cat sleeping in the middle of my bed or mouthing terribly in cat's language at her bowl, 'cause it's empy...), then... Happy Cat's Day My Dear Cat:)


Żeby nie zarobić łapą opazurzoną to powiem, że Panna Pushkin jest baaardzo pracowita. Bardzo często pomaga w kuchni...

* * *

So I don't get a strike with a clawed cat's paw, I just would like to mention that Miss Pushkin is a VERY helpful girl. She does help in the kitchen a lot...



Wyszukuje przepisy wszelakie...

* * *

Searching for a nice recepie....


Piekarnika przypilnuje....

* * *

She will look after the oven's temperature and whatever is cooking:)


Ale najbardziej lubi.... spać na łożu i pozycje przedziwne przybierać:)

* * *

But what she likes the most is.... sleeping on the bed in variety of more or less strange positions:)



wtorek, 12 lipca 2011

Czy mnie jeszcze pamiętasz ?...

że się tak ośmielę zapytać. No bo jak to tak... Będąc dziecięciem małym ze wszech stron pienia zachwyconych głosów słyszałam a teraz.... No i tak myślałam i myślałam i wpadłam na to, że chyba wszyscy tu o mnie zapomnieli :( No to mówie do tej mojej Mamy deZeal: "Ale ty paskudna mamucha jesteś wiesz? O Dyziu to bez przerwy coś piszesz, a o mnie to... że się tak wyrażę: kot bury (znaczy się wielkie NIC)". A ona mi na to: "Ale jak to o Dyziu cały czas, przecież ja sama na blogu nie byłam przez ho ho ho, a może nawet i ho ho ho ho. No ale jak tak chcesz, co siadaj i pisz, w końcu nie od parady imię po wielkim poecie dostałaś"...
No to się wpakowałam - myślę sobie... Pewnie jeszcze wierszem mam pisać, hehehe, Pushkin to może ja i jestem, ale nie ten od poezyji :) No i tak siedzę i myślę...


... no bo cóż takiego mam napisać? O tym jak to któregoś pięknego dnia strasznie mi się zachciało zaprzyjaźnić z innymi kotami (płci męskiej oczywiscie) i w związku z tym piękne serenady wyśpiewywałam z parapetów okiennych na wszystkie cztery strony świata?? No naprawdę się starałam moim uroczym kocim sopranem naczystsze dźwięki z gardła wydobywać... niestety, mamucha niedobra nie podzielała zachwytu dla moich umiejętności wokalnych i zapodała mi niezłe kuku tydzień później. A potem jej przykro było, jak taka bidula do domu wróciłam od weta... a dobrze jej tak, hehehe. A ja od tego czasu nie śpiewam już, bo w tym domu to się na prawdziwej sztuce i tak nie znają, to co się będę wyslilać, nie?




A propos weta, to znowu mnie tam zatargali całkiem niedawno. Z Dionizym byłam w celu przeglądu i szczepień:)  Dyzio oczywiście do samochodu nie za bardzo, więc mamucha musiała mu pomóc i tyłek podsadzić, co by się pan hrabia wielmożny do karety dostał i wygodnie na salonce z tyłu położył. Ja oczywiście jak na arystokrację przystało zostałam wniesiona w mojej osobistem lektyce:) No i vonZeal-tata-szofer zabrał nas do weta. A tam cyrk normalnie na kółkach. Dionizy został poddany przglądowi jako pierwszy i wet powiedział, że jest straszliwie grubaśny i na dietę go trzeba..., znaczy się mniej kąsków ponętnych dostawać teraz musi:) No mówie wam, zwijałam sie tam w tej mojej lektyce okropnie ze śmiechu jak słyszałam co ten wet opowiadał i jak widziałam Dionizego zawstydzone spojrzenie, hehehe...
Ale potem przypomniałam sobie takie przysłowie "nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku..." Bo przyszła moja kolej. I wytaragali mnie z mojej lektyki i wet pooglądał ze wszystkich stron (oczywiście skomplementował moją śliczna buzię, a jakże) a potem wsadził mnie na wagę. I wiecie co??? Powiedział, że ja również mam trochę za dużo tłuszczyku. Bo 4 kilogramy ważę, a według niego będąc kotem drobnym powinnam ważyć 3 i pół... no szczyt normalnie, żeby kociej arystokracji wagę wypominać!!!! No jak tak można do DAMY????? Widział to kto ? Kot wagi piórkowej mam być!! Obraziłam się! Więcej tam nie pójdę!

Nie wiem dalczego ten wet tak powiedział, bo ja wcale leniwa nie jestem, żeby z tego lenistwa w tłuszczyk obrastać... Bo ja - drodzy Państwo - bardzo dużo w domu pomagam. Insekty różne latające albo pajęczyny przędące wyłapuję, lodówkę rozmrozić potrafię...


ogród wypielić...

Ale najbardziej lubię obserwować co się dzieje w około:






Ale przecież każdemu czasem należy się odpoczynek po tak ciężkiej pracy. Wtedy najbardziej lubię leżeć i ładnie pachnieć :)



Macham do Was łapką na dobranoc:)


środa, 24 listopada 2010

Tak bym chciała damą być...


Tak chciałabym, tak umiałabym, powiewną być niby dym
Królewną być, złote kwiatki rwać
I trenować nowe miny i przed lusterm stać.




Tak bym chciała damą być, ach damą być, ach damą być
I na wyspach bananowych dyrdymały śnić...
O ho ho ho ho ho ho ho ho ho ho ho!



Nie mam serca do czekania, do liczenia, do zbierania,
Nie, mnie nie zrozumie pan.


Nie mam głowy do posady, do parady, do ogłady
To zbyt opłakany stan.


Chcę swój szyk jak dama mieć, jak dama mieć, jak dama mieć,
I jak moja ciocia Jadzia z wrażliwości mdleć!
Nie mam serca dla sieroty, zgubionego Wajdeloty
Nie, mnie nie zrozumie pan!


To nie mój styl z musztardówki pić i z panem na wiarę żyć.
Wolałabym na stokrotkach spać
I trenować nowe miny i przed lustrem stać!


Tak bym chciała damą być, ach damą być, ach damą być
I na wyspach bananowych bananówke pić!
O ho ho ho ho!



 

Nie mam serca do pilności, do piękności, do świętości,
To zbyt wyszukany stan!
Nie mam serca do dyplomu, do poziomu, zbiórki złomu,
Nie, mnie nie zrozumie pan!


Damą być ach c'est si bon, ach c'est si bon, ach c'est si bon,
Tylko gdzie te, gdzie te damy, gdzie te damy są?


 




Z kochasiem gdzieś poszły w siną dal
Odfrunęly z królikami
A głupiemu żal...


Ach damą być.... Panna Pushkin zdecydowanie ma nowe marzenie, jako że z dziecięstwa wyrasta powoli... Kłopoty toaletowe, jakie nam fundowała jako młodziutka dziedziczka, minęły - odpukać - bezpowrotnie. Dziewczynka powróciła do swojej prywatnej toalety, w czym chyba pomogła zmiana żwirku na ładniej pachnący:):) Dior Dziedziczce nie odpowiadał, trzeba było zmienić na Channel, hehehehe.... Tym samym nie musimy już kategorycznie i bezwzględnie zamykać drzwi do łazienki w obawie przed ewentualnymi niespodziankami...
Panna Pushkin, moi mili, ma teraz nowe hobby... Panna Pushkin - jak na prawdziwą młodą, rozpieszczaną, rozkapryszoną i wielbioną przez tłumy damę - udaje się na codzinne, wielogodzinne wycieczki do... SPA:) Wychodzi stamtąd wypoczęta i jeszcze bardziej rozkapryszona :)
O co chodzi, ktoś zapyta? No o SPA.... Foot SPA:) Mam Ci ja bowiem maszynę specjalną do moczenia stópek zbolałych. Maszyna owa właśnie z angielska Foot Spa się zowie. Kiedy więc Panna Dziedziczka przypadkiem podpatrzyła (pewnie gdzieś w telewizorni), że prawdziwe damy na odnowę biologiczną do SPA się udają, zdecydowała maszynę mą do stópek zaanektować dla siebie. Jak narazie bezpowrotnie:(   

 


"Doprawdy, czyż to takie niezwykłe, że DAMA udaje się do SPA??? Naprawdę nie rozumiem zdziwienia, miauuuuuu....."


PS. Fotografie z sesji zdjęciowej Panny Dziedziczki - mój osobosty fotograf, czyli vonZeal:)
PSII. Jeśli pojawi się tu koleżanka Lambi, to ja ją bardzo proszę, coby się niezwłocznie ona ze mną skontaktowała na mojego maila! Powtarzam: NIEZWŁOCZNIE:)

sobota, 4 września 2010

Po prostu koci świat...

Pushkin de la Moofka zazdrosną kocicą jest i oczekuje, że będzie sie o niej pisać często i dobrze:)  Na początek foteczka:



a zaraz potem utwór muzyczny, który - uwaga uwaga - próbuję zamieścić tu korzystając z pomocy nieocenionej MariiPar. Ciekawe czy się uda:) A poniższy utwór muzyczny jest najbardziej kocim utworem o jakim udało mi się pomyśleć:):):) (na marginesie niewiele jest wokalistek, których głos przyprawia mnie o gęsią skórkę na... kolanach, hehehe. Elain Paige jest jedną z nich)



A teraz już zajmijmy się Panną Kottą:) Otóż pannica z niej sie robi naprawdę wyrośnięta, i myślę, że w ciągu najbliższych kilku tygodni będzie musiała udać się moja mała dziewczynka do pana doktora weterynarii w celu dokonania pewnych drobnych (?) modyfikacji, hehehe. No cóż, panience zachciewa się na wandry wypuszczać, a produkcją kociąt zajmować się nie zamierzam:)
Po drugie, obserwując Kottę stwierdzam, że imię świadczy o człowieku i.... o kocie. Czyli, powiedz mi jak masz na imię, a powiem ci co lubisz. No więc czym może interesować się Panna Puszkin? Literaturą oczywiście. Od małego wykazuje ona niepoprawną wręcz ciekawość słowa czytanego; wskakuje sobie na półki biblioteczki i radośnie, z błyskiem w oku pod tytułem "hmmm, co by tu dzisiaj poczytać" zrzuca co jej się tam zamarzy na podłogę:) Ale generalnie nie pogardzi ona żadnym rodzajem literatury, tu na przykład została uwieczniona czytając folder producenta farb (jak widać w tym wczesnym, bądź co bądź okresie swojego życia, Puszkin nie umiała jeszcze czytać, i tylko udaje - myślała, że się nie zorientujemy, że folder do góry nogami czyta, hehehe)


Ostatnimi czasy jednak czytanie jej nie wystarcza i za pisanie się dziewczynka zabiera! Ołówek, długopis, flamaster, kredka to najlepsi przyjaciele. Poci się mi kot setnie starając się złapać ów przyrząd pisarski w łapkę swą delikatną, ale to tylko kwestia czasu. Przekonana jestem, że któregoś pięknego dnia obudzę się, a na stole czekać będzie na mnie jakaś epopeja do recenzji, hehehe.
Bo Panna Puszkin, moi mili, jest kotem bardzo utalentowanym i bardzo, ale to bardzo inteligentnym!


Taka jest inteligentna, że podpatrzyła, iż mieszkańcy Moorland Home chodzą w pewnych celach do toalety. I robią to z czym przyszli do takiej dziury, a potem naciskają takie coś i leci woda i spłukuje... No i git. Od tego czasu Futrzata wymyśliła sobie, że ona też tak będzie, tylko, że zamiast kibelka, upodobała sobie umywalkę, lub prysznic...Hmmmm... no nie powiem, żeby mi to specjalnie na ręke było, tym bardziej, że nie nauczyła sie jeszcze spłukiwać po sobie... No i za żadne skarby świata nie możemy jej tych dziwnych upodobań oduczyć:) Wystarczy, że ktoś zapomni zatrzasnąć drzwi do łazienki, i juz hyc... małe futro siedzi w umywalce z błogą miną:) Czy ktoś wie jak się z tym uporać??? Będę wdzięczna:)
Poza tym Puszkin uprawia biegi, zwłaszcza sprint. Freestyle taki lubi, który polega na bieganiu po ścianach, przeskakiwaniu z kanapy na stól, ze stołu na parapet, z parapteu na podłogę, do przedpokoju, do kuchni, na piętro, na łóżko, z łóżka na biurko, z biurka na okno, potem ze dwa okrążenia pokoju (po ścianie oczywiście) i to wszystko tak w ciągu około 15 sekund. I tak parę rundek sobie strzela. No taki mały Książe Persji (jak ktoś gra na Play Station, czy innym Xboxie, to wie o czym mówie). I wiecie co? Ja wcale nie przesadzam. Chciałam ją nawet kiedys sfotografować w czasie takiego freesstyle'a ale niestety okazało się to zupełnie i absolutnie niemożliwe:)
A jak juz sobie parę rundek sprintu wykona to idzie spać.





No po prostu koci świat:)

PS. Widzę, że udało mi się zamieścić filmik:):):) Dziękuję Ci baaaardzo baaaardzo Mario! Jesteś genialna!