Myślę sobie, że czas coś nabazgrać znowu na blogu, ale natchnienia dzisiaj nic a nic. A to wszystko dlatego, że nic się nie dzieje - nuda po prostu! Pogoda w tym tygodniu była okropnie paskudna; padało prawie cały tydzień, ciśnienie było niziutkie, co w moim przypadku oznacza niestety ból głowy :( Wczoraj z kolei kara mnie spotkała za bezczelne chwalenie się na blogu wiosną - spadł śnieg. Na szczęście polegał tylko przez kilka godzin i dzisiejsze bardzo wiosenne słoneczko (tak, tak :)) rozpuściło ostatnie łatki śnieżne. Wkrótce trzeba będzie wyjść do ogrodu i uporządkować to, co się tam znajduje - a będzie to zadanie wielce skomplikowane; ogród bowiem pozostawiony był sam sobie przez kilka lat chyba, i wygląda jak... no nie wygląda po prostu :) Ale kryje różnie niespodzianki, które od czasu do czasu odkrywamy. Znaleźliśmy już rozmaryn, lawendę, mnóstwo wrzośców, kawałek mięty (mam nadzieję, że z tego kawałka mięty wyrośnie coś więcej, bo uwielbiam!!!). Co chwilkę odkrywamy też kępki nowych cebulek i innych kwiateczków:
Dobrze, że tych krokusich kępek jest kilka, bo Dyzinek co chwilę mi coś zadeptuje - niedobry chłopczyk. A potem chowa się z niewinną minką za drzewami, tudzież krzewami i ma nadzieję, że się mu upiecze... hehe
Środowy wieczór przeznaczyłam na dłubactwo recyklingowe; w komplecie do mojego nowego i jedynego serducha powstał Ptasiek. vonZeal i reszta bandy twierdzi, że to Kaczka. Kaczka!?!?!?! Widzieliście kiedyś Kaczkę, która tak wygląda??? Bo ja nie. Z Ptaśka dumna jestem bardzo - ma on skrzydełka i nóżki ma... Nóżki co prawda troszkę nieproporcjonalne wyszły hehe, ale co tam. Ostatecznie Ptasiek nie ma latać, ani chodzić, tylko wisieć, a jak to mówią "co ma wisieć nie utonie". Nie utonie... hmmmm... może więc to jednak jest Kaczka??? Eeeee, nie... Ptasiek i już:
I co? Ładny Ptasiek, prawda? Żadna tam Kaczka!!
No i poza tym nic ciekawego się nie wydarzyło w Moorland Home. Oprócz tego, że mamy złamane lusterko zewnętrzne w samochodzie. Koń nam je złamał. Zadem... A było tak:
Zatrzymała się nam przed domem ciężarówka; kierowca - osoba z pewnością niezwykle doświadczona - doskonale wiedział, że musi się zatrzymać, coby konia i jeźdźca z naprzeciwka nadciągających przepuścić, a nie jechać dalej i zdenerwować biedne zwierzątko. No to się zatrzymał. Tylko jakoś tak mu się zapomniało wyłączyć silnik. Konik się spłoszył, i dokładnie na wysokości naszego autka biednego stanął oKONIEM. A właściwie nie stanął, tylko usiadł (na naszym lusterku!!!!) i na swoim szanownym końskim zadzie "obyrtnął się" o 180 stopni i dał dyla.... Dobrze, że kobitka dosiadająca klaczkę nie spadła i kontrolę na konikiem odzyskała natychmiast. I dobrze, że konikowi lusterko zadu nie pocięło... Ale lusterko złamane... Takie atrakcje tu mamy przed domem. Koniki, stado owiec, czasem krówki nam tu spacerują... Uroki mieszkania na wsi "pracującej" hehe :)
Na post scriptum dla wszystkich, którzy wiedzą, że ja cukrojad jestem (po Tatusiu moim kochanym tak mam:) serwuję ślimaczki cynamonowe:) Upiekłam ich 16 - dwa talerze mi wyszły - z myślą, ze połowę zamrożę i będzie jak znalazł na niedzielę. HEHEHEHE!!!! Pożarliśmy z vonZealem całość - dzieciom łaskawie zostawiwszy po dwa ślimaczki na łeb. Rachunek jest prosty - w jedno popołudnie i wieczór ja i vonZeal wchłonęliśmy 12 bułeczek cynamonowych... Czy trzeba jeszcze kogoś przekonywać, że dobre po prostu były??? A oto wspomnienie.....
Przepis pochodzi stąd. Moja modyfikacja polega jedynie na dodaniu znacznie większej ilości cynamonu (no lubię po prostu, hihihi) oraz rodzynek. Ciasto drożdżowe robię zawsze w maszynie do chleba, bo rączęta delikatne mam niezmierne i ciasta manualnie wyrobić by nie zdołały (czytaj: po raz kolejny potwierdza się, że leń ze mnie i już!) :)
A tak już całkiem na zakończenie... Doszłam do wniosku, że wkrótce rozpocznę serię postów związanych ze strategią remontową, w których będę prosić również o rady i opinie. Uprzedzam jednak lojalnie, że posty te będą zawierać treści drastyczne - będę w nich bowiem dzielić się niewątpliwą urodą naszych wnętrz w stanie obecnym, to jest przed zrobieniem czegokolwiek. Osoby o wrażliwych nerwach, proszone będą o zachowanie szczególnej ostrożności w trakcie czytania i oglądania....
A tak już całkiem na zakończenie... Doszłam do wniosku, że wkrótce rozpocznę serię postów związanych ze strategią remontową, w których będę prosić również o rady i opinie. Uprzedzam jednak lojalnie, że posty te będą zawierać treści drastyczne - będę w nich bowiem dzielić się niewątpliwą urodą naszych wnętrz w stanie obecnym, to jest przed zrobieniem czegokolwiek. Osoby o wrażliwych nerwach, proszone będą o zachowanie szczególnej ostrożności w trakcie czytania i oglądania....
Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkim czytaczom miłego weekendu :) :)
Zazdrosze tego ogrodka bardzo! To moje niespelnione marzenie..moze kiedys :)
OdpowiedzUsuńZ checia poczytam o remoncie, temat dla mnie bardzo na czasie, bo w myslach remontuje swoje przyszle mieszkanie, ktorego nawet jeszcze nie mam :)
No ale ja zyje marzeniami.
Świetny ptasiek;-)
OdpowiedzUsuńA jakie ma urocze nóżki!
Serdecznie pozdrawiam/
Widzę, że u Ciebie jest podobnie jak i u mnie, niby nie dzieje się nic a jednak dużo tylko po prostu trzeba to dostrzec :))
OdpowiedzUsuńa ptasiek super ci wyszedł, taki tańczący w powietrzu powiedziałabym ;)
Uściski
No jak to się nic nie dzieje?
OdpowiedzUsuńPtasiek super i na kaczkę to on mi nie wygląda!!!
A jak się takie ślimaczki cynamonowe robi? Wygladają baaaardzo smakowicie!
Pozdrawiam
Ptaszek rozbrajający z tymi nóżętami, gdyby nie wisiał pewnie by na nich nieźle zasuwał ;)
OdpowiedzUsuńŚlimaczki! -ja chcę ślimaczki!!
Ptasior super, właśnie taki bez proporcji. A kto powiedział, że ma być proporcjonalny; jest jedyny w swoim rodzaju. Cynamonki zawsze mam w lodówce i udaję świetną gospodynię, zaskakując gości ciepłymi ciasteczkami ( robię z ciasta drożdżowego)Buziol
OdpowiedzUsuńA u mnie dzisiaj też od rana słoneczko:)))W końcu:). Ptaszek ładny- czepiają się, ale przynajmniej kaczka ma skrzydła. Ja, jak uszyłam swojego ptaszka, to powiedzieli wszyscy,że ŚWINKA!Więc Twoje talenty i tak docenili:). W fajnym miejscu mieszkasz...ja to chyba niedługo zapomnę jak wyglądają krowy, kaczki i inne bydło domowe:( No konie widuję, bo stajnie u nas w okolicy:). Buziaki słoneczne przesyłam
OdpowiedzUsuńZobaczyłem szafirki i od razu uśmiech się pojawia :) To jedne z moich ulubionych wiosennych cebul. Czekam z niecierpliwością na pierwsze pędny kwiatowe, może już w marcu się pojawią jak dopisze pogoda
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoje zdolnosci kulinarne. Ptaszek jes slodki i ma nawet nozki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję moi drodzy za miłe słowa:)
OdpowiedzUsuńAagoo - uzupełniłam post o link do stronki z przepisem, jakbyś była zainteresowana:)
Elisse, oj Elisse hehehe - znowu przez Ciebie oplułam monitor :) Sprawdziłam - żadna świnka to to nie jest:)
Florentyno, Fibiusie - witam w progach Moorland Home :)
Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko
Kaczka nie kaczka jest świetna:-)Moje ptaśki wyglądają jak jamniki(opinia córek:)
OdpowiedzUsuńPS Tęsknię za taką "nudą"...tą w ogrodzie przede wszystkim.
Pozdrawiam porannie.
Uśmiałam się z historyjki o końskim zadku i lusterku. Ptasiek niczego sobie, a takie smakowite bułeczki u mnie by nie uchowały do zamrożenia.
OdpowiedzUsuńA może zostawcie ogród w tym stanie, co? Na pewno wiosną, jak wszystko na zielono wybuchnie, piękny będzie.
OdpowiedzUsuńAkurat wczoraj TVP1 dawała 'Lawendowe Wzgórze'(Ladies in Lavender). Oglądałam drugi raz. Jeżeli Wasza wieś nawet tylko trochę z takiego klimatu i z tej urody ma, to codziennie bym się godziła na utratę lusterka.
O rany! Znowu takie pyszne słodkości, a ja właśnie kilka dni temu rozpoczęłam długotrwały i nader uciążliwy proces odchudzania :(
OdpowiedzUsuńJestem z tych, co to kalorie mi szybko...w dupsko włażą!
A tu w dodatku jeszcze czytam o koniku, co to mu w dupsko o mało lusterko nie wlazło... Biedny konik :( Oczywiście, Wasze autko też biedne ;)
Ptasiorek, czy kaczka wszystko jedno. Ważne, że ładne i nóżki ma! :)
A ja to nawet wolałabym aby to była kaczusia.
Buziak :*
Hi hi deZeal.Thank you so much for your lovely comment on our blog.I have just found your blog and we can translate using Google.Sarah and I will sit down after dinner and have a good read.All our best wishes...Jon Mac & Sarah
OdpowiedzUsuńNiby etykieta"ogrodowe", a i tak na bułeczkach się kończy. A na początku ta waga... chyba wiem, o co loto.
OdpowiedzUsuń