Jest zima, podobno... w domyśle pora roku z ujemnymi temperaturami, śniegiem, zawieruchą i innymi takimi. No i wieczory dłuższe, to i człowiek nie zawsze ma co ciekawego do roboty:) Mając zatem na uwadze fakty powyżej przytoczone, i nie spodziewając sie zupelnie zimy z temperaturami bynajmniej nie poniżej zera, dziergałam ci ja sobie fragmenty garderoby.
* * *
Apparently we have winter... a season that normally would come complete with "minus" temperatures, snow, blizzards and so on. And evenings are slightly longer, which means one not always has something partucularily interesting to do:) Taking that into consideration, as well as not expecting this winter being a little bit temperamental, I was knitting some pieces for my wardrobe.
O proszę, tu dla przykładu jest mój piękny szal zrobiony w połowie przez Ciocię Maję, a w drugiej połowie przeze mnie. Powstał on jeszcze w październiku, kiedy to odwiedzałam moje rodzime strony. Szal ów należy do gatunku tak zwanych szali motanych na okrągło, czyli takie to-to co to teraz modne jest. Muszę wam bowiem powiedzieć, że kiedy w październiku ubiegłego roku przebiegłam się parę razy po bielskich galeriach handlowych (no bo u mnie takich światowych galerii to w promieniu najbliższych 50 km nie uświadczysz), zamotane to-to na okrągło baaaardzo mi w oko wpadło i wypaść nie chciało, więc trza było zabrać się za dzieło tworzenia. Ciocia Maja, moja kochana, zakupiła motki dwa i druty dla swojej chrześnicy (czyli mnie) i zaczęła tworzyć. To tak w celu, żeby chrześnica, czyli ja, przypomniała sobie sztukę robienia na drutach. I tak wspólnymi siłami doprowadziłyśmy do powstania "zamotańca", który z dumą i radością noszę, mimo, że temperatury mocno na plusie.
* * *
Here for example you can see my lovely "neck-warmer" made half by my Aunty Maya, and half by me. In fact it was made in October during my visit to my hometown. I saw plenty of this type of scarf in numerous shopping galleries and I couldn't stop wanting one myself. So Aunty Maya purchased some lovely cream wool and knitting niddles and started the miracle of creation. And I was watching and reminding myself the art of knitting, haha:). And so, by mutual cooperation, a snood was born. I do wear it proudly and joyfully, even if the temperatures outside are not wintery at all:)
Po powrocie wymyśliłam sobie, że mała vonZealówna powinna mieć podobny modny dodatek garderobowy. I tak w ciągu kilku wieczorów powstał zamotaniec numer 2 - ten już całkowicie wykonany "tymi ręcyma", z dwoma warkoczami i ściegiem ryżowym w środku. vonZealówna dostała go w prezencie na gwiazdkę - dziób się jej ucieszył, więc chyba była zadowolona:)
* * *
After I came back home, I decided that Little T. should have a similar fashionable accesory in her wardrobe. And so within couple of evenings a snood number 2 appeared (this one made soley by me). Little T. was given it for Christmas - her faced beamed so I assumed she was quite pleased:)
Potem zdecydowałam się zrobić znowu coś dla siebie, co podpatrzyłam u jednej z blogowych koleżanek. No i tak robiłam i robiłam, i robiłam.... i zrobiłam za duże:( A że pruć mi się nie uśmiechało, to zszyłam początek i koniec, i tak powstal "zamotaniec" numer 3, który postanowiłam zapakować pod choinkę drugiemu przedstawicielowu młodego pokolenia (fotki nie za bardzo, bo dzieło dośc ciemne jest;). Reakcja była podobna, i choć "zamotaniec" nie jest noszony zbyt często przez Juniora (no naprawdę, nie mogę mieć pretencji, skoro na zewnątrz +10 prawie codziennie), to jest ktoś, komu moje dzieło numer 3 podoba się bardzo bardzo:)
* * *
Then I decided to make something for myself again, something that I found in the vast world of blogland. So I was knitting, and knitting... and knitting some more, until I realised I had knitted too much. And since unravelling was not what I had on my mind, I sewed the beginning and the end together and created snood number 3!!! I opted to use it as another Christmas pressie, this time for the other member of young generation. His reaction was similar to the one presented by Little T. and although the snood is not being worn all the time (can't really blame him, considering springlike temperatures outside), there is someone who love my snood more then anybody else:)
A to co chciałam zrobić, a mi nie wyszło, i tak zrobiłam tylko poźniej. I też pokażę, ale nie dzisiaj:) Ciąg dalszy nastąpi....
* * *
And the thingy I failed to make, I made later. I will show it to you too, but not today:) To be continued....
PS.I'm showing off my snoods at Allison's Catch a Glimpse Party
and Kim's at Too Much Time on My Hands
Ale pomotałaś kobito-nosz pięknie pięknie
OdpowiedzUsuńbuziole w blixniaczej temperaturki plus 9,5
Eee, no jestem w szoku ! Zaskoczyłaś mnie kochana niesamowicie, tym popierdzielaniem na drutach :-)Szale są rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńSzacunek kobieto !
No dziękuję Wam Dziewczęta:) Mario, z tym popierdzielaniem to wiesz, bez przesady... podstawy tylko znam... wiesz: oczko prawe, oczko lewe, warkocz, ryż... i to by było na tyle:) Buziolki przesyłam:)
OdpowiedzUsuńAleś poszła koleżanko w hurt! Ale jakości nie zgubiłaś, bo piękniste te zamoty, oj piękniste. Mi to najbardziej w oko wpadł ten granatowy, ale może nie mów Juniorowi, bo zaraz zacznie rozmyślać, że może "babski" jest za bardzo i nie ponosi. A lepiej żeby nosił, bo chłopaczek w takim zamocie wygląda niezwykle stylowo. Buziaki.
OdpowiedzUsuńP.S. ja też "dzieję" coś sobie na tę ogłaszaną surowa zimę, ale na razie ciiiii!!
Śliczne ale wolę sezon na truskawki;D
OdpowiedzUsuńJa poproszę ten jasny!!!!
OdpowiedzUsuńNo jak równiutko...Pięknie Ci to idzie!!A ja sie nie mogę zmobilizować,żeby zacząć.No ciągle mi czasu brakuje!!!!
Pozdrawiam
Mirulku kochany - za taki komplement od Ciebie to ja się w podziękowaniu pięknie i głęboko w pas kłaniam:) A ten granatowy to tak naprawde jest grafitowy, tylko na zdjęciu kolory takie nie ten tego... chyba najbliższy prawdzie jest kolor na zdjęciu z Panną Pushkin. Pozdrawiam i buziolki ślę:)
OdpowiedzUsuńNivejko - ja też wolę truskawki od śniegu:) Zdecydowanie wolę truskawki... Ściskam:)
Aagoo - dziękuję Ci kochana:) A który jasny??? Buziol:)
Halo, jestem nr 101(obserwatorzy). Dużo ciekawostek u Ciebie, bedę teraz tu zaglądać:)
OdpowiedzUsuńMasz fajnego pieska:)
Oj kusisz deZalku i Ty tymi drutami..gdzie nie spojrzę kobietki tworzą, może i ja się wezmę za zamotańca, mam akurat piękną fioletową włóczkę do wykorzystania, tylko czasu notorycznie brak:(((
OdpowiedzUsuńWyszły Ci naprawdę fajne i stylowe szaliczki, szczerze zazdroszczę!!
ps kot z dzwoneczkiem prezentuje się bardzo elegancko:))
CaŁUsy:)))
ps1 a u nas jest śnieg...:P:D
Justyno - witaj,witaj:) I zaglądaj tak często jak tylko masz ochotę:)
OdpowiedzUsuńLejdik - jak sama dziś powiedziałaś "jak nie masz czasu to kup sobie koze". Brać mi tu na-ten-tychmiast filetową, druty i się zabierać do roboty, a potem raportować blogowo kochana:) Buziol!!!
A mnie sie takie zamotance podobaja i sa bardzo na toopie.Kiciulek super.Mrrr:0 pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGrafit wymiata! Coś cudnego!
OdpowiedzUsuńJasne omotańce też piękne, ale grafit mniam, mniam!