poniedziałek, 13 lutego 2012

Poniedziałek numer 7 / Motivational Monday # 7

Halo, halo?? Drogie koleżanki? czy jest tu ktoś jeszcze w naszym poniedziałkowym klubie? Ja wiem, że jak zimno i mrozy okrutne w zadek podszczypują, to człowiekowi się chce troszkę otulinki tłuszczykowej na ciałku zachować, ale jednak... Podobno od dzisiaj ocieplenie idzie:) Dlatego też te koleżanki, które ze zrozumialych powodów zwanych nieprzyzwoitymi mrozami odpuściły sobie na kilka tygodni, zostaną wkrótce wezwane do raportu hihihi.... Ale nic sie nie martwcie!, pamiętajcie - stawiamy sobie małe cele i dążymy do nich tylko dla siebie!! Nieważne czy dojście do celu zajmie nam tydzień, miesiąc, czy pół roku - ważne że nasz cel osiągniemy... Ale...niestety, nic za darmo - żeby tam dojść, trzeba zacząć iść we właściwym kierunku:) No to jak? Wracacie na ring?

W zeszłym tygodniu jedynie koleżanka Emocja przyznała się do utraty tego i owego, hehe, i to właśnie ona zostaje posiadaczką przechodniego, ale jakże honorowego tyułu "Straceńca Tygodnia". Brawo Emocjo!!! Tylko tak dalej:)
Ja natomiast moi mili mam dzisiaj powody do świętowania. Pogubiłam się trochę przez te ostatnie dwa tygodnie w kilogramach i gramach (utraconych i przygarniętych) więc w sumie nie mogę powiedzieć ile dokładnie mam na minusie w tym tygodniu. Powodem do świętowania jest fakt, że udało mi się zaliczyć etap numer 1, czyli osiągnąć pierwszy cel mojej misji:) - zejście poniżej 60 kilosków:) I tak uroczyście oświadczam, że w tym tygodniu u mnie jest 59,7 kg!!! Czyż nie jestem wielka? W przenośni oczywiście (dla formalności dodam, że to nie ja na tym zdjęciu poniżej... )

* * *

Hello dear friends:) Is there anybody left in our Monday Club? I know, I know, when it is soooo cold, and the frost bites on our cheeks terribly, we want to keep a small layer of fat on us to keep us just a bit warmer... Anyway, apparently it is going to be warming up from today. Therefore those club members that decided to have a little break due to undecent weather conditions, will be soon called to report:) Easy though, remember we are setting small goals and target them only for ourselves. And it doesn't matter if we achive them in a week, a month or a year. Really. What does matter is that we WILL get there. Unfortunately it will not happen just like that - to get to the end, we have to start walking in the right direction... So girls? Are you coming back to the game?
Last week only Emocja admitted to her weight loss and therefore it is she who has been awarded the most honorable title of "The Biggest Loser of the Week". Well done Emocja, keep on good work:)

As far as I am concerned, dear friends, I really have a good reson to celebrate today with you. Since I got a bit in a pickle within last few weeks in kilograms and grams that I lost or gained, I cannot really tell you how much exactly I lost. But I can celebrate because last week I somehow managed to complete the first stage of my mission - to go under 60 kilos! I am proud to annouce that the scales showed today 59.7 kilos! Yay:)

Photo - Bing Images

Ostatnio trochę się obijałam, więc dzisiaj postanowiłam napisać nieco więcej:) Jako, że było juz o tłuszczach i o węglowodanach, to dzisiaj co nieco o białkach, czyli proteinach.
Otoż kochani, nasz organizm wymaga, abyśmy dostarczali mi protein codziennie. Są one bowiem niebędnym materiałem budulcowym dla mięśni i wszelkich tkanek. To właśnie one umożliwiają tworzenie hormonów niezbędnych do prawidlowego funkcjonowania naszego organizmu, a także enzymów odpowiedzialnych za nasz metabolizm.
Białka składaja się z aminokwasów. Niektóre z nich są wytwarzane przez nasze organizmy. Są jednak i takie, których nasz organizm nie jest w stanie wyprodukować, a zatem jedynym sposobem zapewnienia ich naszemu organizmowi jest dostarczenie ich wraz z żywnością. Produkty zawierające te aminokwasy to dla przykładu mięso, drób, ryby, jajka, ser, mleko, soja, jogurt. Orzechy, masło orzechowe, nasiona, fasola, groch zawierają niektóre (nie wszystkie) z tych aminokwasów, których nasz organizm nie jest w stanie wyprodukować sam. Dobrze, żeby w naszej diecie nie zabrakło również kasz wszelkiego rodzaju, zbóż, krowiego mleka, gotowanych jaj, czy hummusu.

Our bodies require protein on a daily basis, as they allow to build your muscles and other vital body tissues. Protein allows your body to create the hormones needed for optimum health, as well as to make the enzymes needed for metabolic and digestive processes. Proteins are comprised of amino acids, and some them are actually created by your body. There are some though that cannot be synthesized by the body. Therefore the only way to get them is by eating  foods that contain them, like meat, turkey, fish, eggs, chicken, cheese, milk, soy and yogurt. Some, althoug not all, of the nine essential amino acids can be found in  beans and peas and other legumes, nuts, peanut butter and some seeds.

Photo - Bing Images

Jak zatem skalkulować dzienną dawkę protein? Służy temu poniższy wzór:

nasza waga w kilogramach x  (0.8 do 1.8)  = ilosc protein w gramach

współczynnik 0.8 do 1.8 zależny jest od naszego trybu życia - jeśli prowadzimy siedzący tryb życia, użyjemy wspołczynnika 0.8, jeśli natomaist jesteśmy bardzo aktywni, chodzimy często na siłownię, itd, użyjemy współczynnika 1.8
Tym samym deZeal, która waży teraz około 60 kilogramów (!!!) i prowadzi raczej mało aktywny tryb życia (powiedzmy, że współczynnik wyniesie 1.1) powinna przyjmowac dziennie około 66 gramów protein (60 x 1.1).

* * *

How should we calculate daily amount of protein that we need to provide our body with? We have to multiply our weight in kilos times (0.8 to 1.8), where 0.8 applies to people leading sedentary life, and 1.8 to people very active.  


photo - Bing Images

Na zakończenie małe podsumowanie - wartość energetyczna poszczególnych składników żywnościowych: 
  • tłuszcz:  1 gram - 9 kalorii
  • węglowodany:  1 gram - 4 kalorie
  • białka:  1 gram - 4 kalorie
  • błonnik:  1 gram - 3 kalorie
  • woda: 1 gram - 0 kalorii
  • alkohol: 1 gram - 7 kalorii
 * * *

And at the end a little summery of the energy value per 1 gram of various food components:

  • fats: 1 gram - 9 calories
  • carbs: 1 gram - 4 calories
  • protein: 1 gram - 4 calories
  • diatery fibre: 1 gram - 3 calories
  • water: 1 gram - 0 calories
  • alcohol: 1 gram - 7 calories

PS. A tu jest źródło z którego korzystałam pisząc o białkach. To żebyscie nie myśleli, że ja taka mądra jestem - nie jestem:) 

PS. Here is the source of all the above information about protein. I am not that wise myself:)


* * *

poniedziałek, 6 lutego 2012

Poniedziałek numer 6 / Motivational Monday # 6

Witajcie moje drogie współklubowiczki:) Czy którejś z Was udało się już dobrnąć do celu? Albo chociaż przybliżyć się do celu w tym tygodniu?? Mnie nie:) Zostało mi nadal około 3 do 5 kilogramów z dół (bo w sumie nie wiem, czy pokusić sie na te dwie piątki, czy może wystarczy mi zrzucić do 57 kiloskow??? Zwłaszcza, że wszyscy wokoło napadają na mnie biedną, że ja niby CHUDA jestem i z czego się odchudzam... Z kosci na ości, oczywiście, hehehe... A ile jeszcze mam do utraty to się okaże, jak dobrnę do 57, hahaha). Uprzejmie donoszę, że w tym tygodniu deZeal nie odnotowała żadnych zmian na wadze. Absolutnie żadnych!! Co jest o tyle ciekawe, że w tym tygodniu zupełnie, ale to zupełnie sie nie oszczędzałam, bowiem od środowego wieczora jestem chora. O tak! I to nie jakoś tak trochę przeziębiona, tylko PRZEZIĘBIONA drukowanymi literami, hahaha. Oznacza to, że nos mam wielkości dorodnego kartofla i w kolorze surowego buraka, natomiast gardło moje biedne czuje się tak, jakby przez nie wodę ognistą (w sensie że płonącą) na siłę wlewano:) Łepetyna mi pęka, w kościach mnie łamie itd, itp....
Mając powyższe na uwadze deZeal poi się hektolitrami mleka pełnotłustego z dodatkiem masełka i czosnku, a żeby smakowe walory co nieco podnieść dodaje do tego również co nieco cukru (cukier, moi mili, jest brązowy - jeszcze mi calkiem rozumu choróbsko nie odjęło) i cynamonu. I tak sobie popijam ową miksturę, zieję czosnkiem na kilometry jak pogromca wampirów co najmniej, spacerki z Dyziem uprawiam w myślach jedynie, czyli aktywności fizycznej totalnie nic, a waga stoi w miejscu! No to chyba nie najgorzej jest nie?

* * *

Hello, my dear friends:) Have any of you managed to reach your goal yet? Or maybe just get a bit closer in the past week? I haven't :) I still have about 3 to 5 kilos to lose (depending how I feel after losing mentiond 3 kilos I might, or I might not go for 2 more:) But this week I have to say, I lost absolutely nothing - no gain, no lost in my case:) Which is quite extraordinary thing, considering I have induldged myself a lot this week:) I have to explain that since Wednesday evening I have had a cold... and it is not just a cold, it is A COLD (yes, with capital letters). This means that my nose is of a size of a well grown potatoe and a colour of a raw beetroot, my throat feels like burning spirit was poured down it, my head seems to be square and my bones and muscles seem to not cooperate with me at all... Just great:)
Having said that, I am preparing and pouring into myself gallons of full fat milk with melted butter and crushed garlic (one of those granny medicines which I believe works great for me). To twist the recepie a bit I add sugar (it is brown suger, I am not COMPLETELY mad - I am no a diet after all, hahaha) and cinnamon:) So I am drinking the said mixture, smell of garlic like a vampire slayer and sit at home, since even walking Diesel is a no-no at this moment... So... high fat and high sugar diet and no physical activity either and.... my weight doesn't change :-/ Isn't it strange?????  



 A jak u Was drogie koleżanki? Pochwalcie się sukcesami, przyznajcie się do potknięć:) Przypominam ze w zeszłym tygodniu Straceńcem Tygodnia została Nivejka:) Jak bedzie tym razem?
I chciałam jeszcze powiedzieć, że dzisiaj już nie napiszę nic mądrego ani motywującego, bo przez to całe choróbsko nie miałam siły, czasu, ani ochoty doedukowywać się specjalnie w dziedzinie wagi tracenia. Poprawię się - mam nadzieję - za tydzień:)

* * *

And what about you, dear friends? Please, boast about your achivements and admit to you little hicups:)
I would like to remind that last weeks The Biggest Loser title holder was Nivejka. Who is it going to be this time? And I would like to say that it is it for today. I will not write anything wise or motivational today, as due to all that illness of mine I had no energy, time, and want to do any reasearch in losing weight:) I will do better next week, I hope:) I WILL DO BETTER. Period:)

wtorek, 31 stycznia 2012

Dzisiaj rano.... / This morning...

... wschód słońca okazał się dość dramatyczny.. w sensie kolorów, ma się rozumieć. Dionizy zachwycony (tak mi sie przynajmniej wydaje) wpatrywał się w szaro - pomarańczową grę kolorów:)

* * *

This morning sunrise turned out to be pretty dramatic (colourwise, I mean). Diesel the Dog, with sheer amusement in his eyes (at least I think so) watched the fabulous play of light:) 



Kiedy słoneczko już było nieco wyżej (właściwie to nie wiadomo jak wysoko, bo chowało sie przez cały dzień za chmurami... ale to akurat nic nowego) trzeba była Dionizego na spacerek zaprowadzić:) No więc na rzeczony spacerek się udaliśmy:) I takie drobiażdżki się nam w oczęta co krok rzucały...

* * *

When sun was a little bit higher in the sky (I do not know how high though, as it was hiding persistantly behind clouds) it was necessery to take Diesel for a constitutional walk. So we went for said walk. And there we found little thingies like these:

 

 

Przedwiośnie u nas jak nic.... :) I żeby Was te odrobinki śniegu nie zmyliły, to wyjaśnie tylko, że to jest nasz pierwszy tej zimy śnieg. Spadł wczoraj, hehehehe:)

* * *

Spring is slowly coming...:) And just a word of explanation: these bits of snow in odd  places is our first snow this winter. It fell yesterday:)


I tak sobie spacerowaliśmy szukając oznak budzącego się życia i kontemplując jego przemijanie...

* * *

So we were walking for a while searching for awakening life and reflecting over its evanescence ...




Bylo dość zimno (chociaż nie tak zimno jak w naszym pięknym nadwiślańskim kraju), więc po godzinie zdecydowaliśmy, że czas ogrzać zmarznięte nochale i wróciliśmy ku chałupie:) Zmęczony i nakarmiony pies radośnie ulożył sie na kanapie (no bo gdzież by indziej, hehe) a pozostała część moorlandowej gromadki posiliła się smakowitą  muffinką z czekoladą i szklanką mleka. A ponieważ, jak wszem i wobec i każdemu z osobna wiadomo, ja się ograniczam cukierniczo, to oświadczam uroczyście, że jeszce kilka ich zostało, i to bynajmniej nie dlatego że niedobre były, hahaha.... Częstujcie się:)

* * *

It was quite a cold day today, although nowhere near as cold as in Poland (it was -15 centigrade in my hometown today), so after an hour or so of walking we decided to come back home and warm up our frozen noses:) Tired and fed dog fell asleep on the sofa (where else would he fall asleep, hahaha) and the rest had a delightful chocolate muffin accompanied by a glass of milk:) And as you might already know, since I restrict myself a bit from sweet food, there are still a few muffins left... So bon appetite, my friends:)


poniedziałek, 30 stycznia 2012

Piąty poniedziałek.../ Motivational Monday # 5

... okazuje się być co-nieco katastrofą... Właściwie trudno mi dzisiaj kogokolwiek motywować, bo sama tej motywacji potrzebuję, jak ryba wody:) I właściwie nie wiem jak to się stało, bo nie obżerałam się przesadnie, w zasadzie nie obżerałam się wcale, a jednak... po ustawieniu się na mojej wadze i odczytaniu tego co  waga owa pokazała, moja gęba wyglądała mniej więcej tak:

* * *

On motivational Monday number 5 I have very little to say. In fact it is me, who needs motivation today. I really have not a clue how things happened last week, I haven't been stuffing myself with anything over the top, to be honest I didn't really eat more than normally. I think, hehe.. but... after I positioned myself on my the scales and read the numbers it showed, my gob looked somehow like this:

 

Grrrrr.... Nie mogę pochwalić się żadnym spektakularnym osiągnięciem... nie mogę nawet pochwalić się staniem w miejscu.... Wasza deZeal, moi mili, w tym tygodniu jest na plusie. I to wcale nie jest taka dobra wiadomość. Nie jest tragicznie, ale jednak.. Chociaż, tak sobie myślę... może to waga się pomyliła????

* * *

Agggrrrr.... I cannot announce any spectacular achievement today. I can't even say I am the same as I was last Monday. Dear friends, I have to admit this week I am on the wrong side of the scale - I gained :-/ It is not very tragic at all, but still.... Althought I still hope that maybe it is not me; maybe it is the scales that broke, hahaha:)




source: Bing Images


A na koniec, żeby nie bylo tak calkiem demotywująco, powtórze co powiedział mi niejaki mędrzec, zwany vonZealem:) Powiedział mniej więcej tak:

"Są na świecie takie osoby, które MUSZĄ schudnąć, bo ich waga zagraża ich zdrowiu, a nawet życiu. Są też na świecie osoby, które POWINNY zrzucić co nieco. Są wreszcie osoby, takie jak ty (znaczy sie ja - deZeal), które nie są wcale za grube, nie mniej jednak dla własnego komfortu (czytaj próżności, hehehe), po to żeby czuć się lepiej CHCĄ zrzucić te kilka kilogramów. I bardzo dobrze, jeśli tak chcą, to proszę bardzo. Natomiast naprawdę osoby takie nie muszą się zupełnie stresować specjalną dietą, czy ewentualnymi wahaniami wagi, bo czy stracą te kilka kilogramów w miesiąc, dwa czy trzy, to juz naprawdę nie ma większego znaczenia" :)
No i jak kochani, czujecie się choć trochę zmotywowani?

* * *

And to end up at least a little bit on a motivational note, I will tell you what some very wise man (aka vonZeal) said to me. This goes something like that:
"There are people in the world that MUST lose weight for medical reasons, as their size is dangerous for their health or even life. There are also people who SHOULD lose a bit. Finally there are people, just like yourself, who are not too fat at all, yet for their own comfort (or vanity, whatever we'll call it), just to feel better WANT to lose a few pounds. And that is fine - if that is going to make them feel better, fair enough. These people do not have to stress about it though because wether they're going to achive their goal in a month, two or three months - it is really not of a paramount importance"
So dear friends, are you motivated enough now?


_____________

PS. Chciałam tylko przypomnieć, że Straceńcem Tygodnia w zeszłym tygodniu została Mira. Jak będzie w tym tygodniu??? Pamiętajcie, ja - niestety - jestem poza konkursem, hehe:) Buźki i miłego dnia:)

* * *

PS. I just wanted to remind you that The Biggest Loser title holder last week was Mira:) How is it going to be this week??? Remember I am out of the competition, unfortunately, hahaha:) Hugs and I hope you all have a great day:)

środa, 25 stycznia 2012

O sztrykowaniu słów kilka... / A bit of knitting... again:)

Parę postów temu chwalilam sie moimi "niewiarygodnymi" umiejętnościami pod tytułem robienie na drutach. Zachwycona Ci ja byłam jak diabli moimi szalikami - zamotańcami i co?? I inne zaprzyjaźnione babeczki pokazały co to one nie wyprawiają z drutami (taka na przykład Mira, Ata, czy Annasza) i cała moja duma uleciała, jakby ktoś ze mnie powietrze spuścił, hehe... 
Ale obiecałam też na ten ówczas, że pochwalę sie moim DZIEŁEM. Tym sasmy, które to po pierwszej próbie, na skutek mojego braku kompetencji i zdrowego rozsądku (no, liczyć trzeba było, misiu!!!, albo przynajmniej sprawdzać długość...) skończyło jako jeden z zamotańców. Dziełem, które zgapiłam nie-bezczelnie (bo pozwolenie dostałam, o!) od koleżanki Kankanki. Dziełem, z którego jestem bardzo zadowolona, bo ja zimnokrwista osobą jestem bardzo, znaczy sie zimno mi ciągle:) A zatem... uwaga.... TADAM!!!

* * *

A few posts ago I was boasting about my "unbelievable" knitting skills. I was so extremely proud of my infinity scarves, and guess what?... My other blogging friends showed publicly what they are capable of doing with their knitting niddles (let me just mention Mira, Ata or Annasza).. My pride disappeared like the air from a holey balloon :-/
But... I did promise I would show off my very special knitted THINGY. The THINGY, which after my first attempt, and purely because of  my lack of competence and common sense (I was apparently suppose to count rows, or at least check the length occasionally, hehehe), ended up as one of the infinity scarves. The THINGY which I found at Kankanka's blog and lost my heart for (you can find the original project here; Kankanka was so lovely, that after my questions, she put the pattern scheme on her blog!). The THINGY that I am very, very pleased with, particularily because I am a person that is constantly cold. Please, may you all stand to admire (hehehe) THE THINGY!







Dzieło owo, pieszczotliwie nazwane przez mnie ocieplaczem naramiennikowym, jest w kolorze grafitowym i zostało wykonane włóczką o składzie 80% akryl i 20% wełna. Druty numer 5. Dokładny przepis na to cudeńko znajdziecie u koleżanki Kankanki (link podałam już wcześniej). Ja zmieniłam co nieco wzór - zrobiłam tylko trzy warkocze po 8 oczek każdy. Cała reszta jest przerabiana oczkami prawymi. Golf przerabiany jest ściegiem ściągaczowym na okrągło, z konsekwentnie zmniejszana ilością oczek (dokładnie jak we wzorze Kankanki).
Ocieplacz, moi mili, spełnia swoje zadanie ocieplające w stu procentach. I do tego jest wielofunkcyjny. Można go nosić w domu - co widać na powyższych obrazkach - gdzie świetnie sprawdzi się podczas wykonywania pracy siedzącej (na przykład podczas pisania kolejnego posta, hehe). Można go również założyć na płaszcz, czy kurtkę i traktować jako rodzaj szala:)

* * *

The THINGY, aka shoulder warmer is made from charcoal yarn (80% acrylic and 20% wool). I used niddles number 5. I changed slightly Kankanka's project (which you will find at the end of her post here) - you will see I put only 3 cables.
The shoulder warmer is working 100% - it makes me warm! Yay:) Also it is kind of multifunctional; you can wear it at home, where it will be great when you have to sit down and work on the computer (like writing another post on your lovely blogs:). You can also put it on top of your coat and wear outside as a sort of a scarf! Here we go; indoor-outdoor shoulder warmer with a polo neck:)



Mam nadzieję, że DZIEŁO się Wam podoba:) Mnie się podoba bardzo i aż nie moge uwierzyć, że sama je zrobiłam:) Dumna jestem tak bardzo, że będę się nim chwalić na kilku blogowych imprezkach, czyli tzw. BLOG PARTY:) W bocznym pasku mojego bloga będę sukcesywnie umieszczać linki do blogowych prywatek (czy takie słowo jeszcze w ogóle funkcjonuje w języku polskim???) dla chwalipięt takich jak ja:) Każdy jest mile widziany, więc wpadajcie drogie koleżanki:)

* * *

I hope you like my THINGY:) I do like it a lot and I am really happy I made it:) I am in fact going to show it off at some blog parties which I am going to start listing in the side bar of my blog:)


PS. Fotografie zostały wykonane przez mojego osobistego fotografa vonZeala, modelką była deZeal:)

* * *

PS. Photography: vonZeal, model: deZeal:)

wtorek, 24 stycznia 2012

Muszę... / I must....

... bo jak nie to się uduszę:) A więc kiedyś tam swojego czasu, wcale nie tak dawno temu, moja droga blogowa koleżanka Mira, zaprezentowała w swoim Poukładanym Świecie zdekupazowane przez się deseczki do starodawnych kalendarzy... I ja, wyobraźcie sobie, miłością ogromną zapałałam do jednej z owych deseczek. I..... od dzisiaj przedmiot moich westchnień jest u mnie!!!!!! O proszę:

* * *

I must, 'cause if not, I will explode... A while ago, my dear blogging friend Mira, showed on her beautiful blog a serie of handmade calendar holders. And I - not surprisingly at all - fell in love terribly with one of these holders. And..... today this gorgeous subject of my affection is with me!



Przedmiot moich westchnień nie tylko został cudnie przez Mirę zapakowany, ale również przyleciał do mnie w towarzystwie!!!. Dacie wiarę? Deseczce w podróży z PL do UK towarzyszyła bowiem niebiańsko pachnąca torebunia i zabawna kartka, która jak mniemam stanie sie logo naszego poniedziałkowego klubu, hehehe:)

* * *

The subject of my passionate feelings not only was wrapped wonderfully by Mira, but also came to me in company!! Will you believe it? My sweet calendar holder was accompanied in its travel from Poland to UK by heavenly scented little knitted bag, and a funny postcard, which I suppose, will become a symbol of our Motivational Manday Club (for those of you who do not speak Polish, it reads something like: "It's not important what sort of diet it is.. It's important that it works!":)




Cóż za cudowne prezenty, cóż za cudowny dzień. Miruś, jesteś wspaniała! Dziekuję Ci super-hiper-przeogromnie!

* * *

What wonderful pressies, what a fantastic day:) Mira, you are an angel!!! Thank you so so so MUCH:)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Poniedziałek numer 4! / Monday number 4

Witam w naszym poniedziałkowym klubie:) I od razu przyznaję się, że u mnie w tym tygodniu dalej na minus, aczkolwiek nie tyle ile bym chciała... tylko -0.8, niestety. Chociaż muszę Wam powiedzieć, że widzę już różnicę nie tylko kiedy staję na wadze, ale również po garderobie! Moje ciuchy zdecydowanie są mniej opięte na zadzie, a i w talii jakby o jeden wałeczek mniej:) A jak Wy, moje kochane członkinie i współmotywaczki? Przyznawać się mi tu na-ten-tychmiast, hahaha. Przypominam, że w zeszłym tygodniu na pierwszym miejsu uplasowała się Aggie, (na marginesie; Aggi, nie mam pojęcia dlaczego, ale nie mogę zostawiać u Ciebie komentarzy. Próbowałam wiele razy i ni-hu-hu, nie da rady. Jesli ktoś wie ki pieron Bloggera trafił, to bardzo proszę o radę!!!), która stała się lżejsza o całe półtora kilograma. Tym samym zdecydowanie zasłużyła na tytuł Pierwszego Straceńca Klubu Poniedziałkowego. Czy jest ktoś kto jej ten tytuł w tym tygodniu odbierze? Przypominam, że niewskazane jest tracenie tygodniowo więcej niż 1.5 kilograma, dlatego też zgloszenia powyżej, hmmm powiedzmy 1.7 kilograma, nie będą brane pod uwagę, hahah...

* * *

Hello, my dear friends on another Motivational Monday! And straight away I have to admit that I am still heading in the right direction, although not as quick as I would like... only -0.8 kilograms. However, I have to say that I can already notice a difference, not only when I roll onto the scales, but also with my clothes, which appear to be less tight at my backside... and my waistline seems to be missing one of the bulges as well:):):)  And how are you doing, my dear club members and co-motivators??? I WANT to know now!!! :)
I would like to remind you the first place at losing last week belonged to Aggie, who lost 1.5 kilograms (by the way; I can't leave comments on Aggie's blog - if anybody knows what is wrong with Blogger, please, let me know. Pretty please with a cherry on the top!). That means that she earned a very honorable title of The Biggest Looser of "Motivational Manday" Club.  Is there anybody who is going to take away the title from her this week?? Remember it is not quite advisable to lose more than 1.5 kilograms (3 pounds) a week, so applications of - let's say - more than 1.7 kilograms will not be accepted (and not because I would be jelous, hehehe)
source - Internet


A teraz jeszcze słówko o węglowodanach. W zdrowej diecie (bo o taką nam przecież chodzi) powinniśmy przyjmować około 50% węglowodanów dziennie. Węglowodany dostarczają nam energii, a ta nie tylko umozliwia nam aktywnośc fizyczną, ale również jest niezbędna prawidłowego funkcjonowania naszych organów! Oznacza to, że węglowodany są bardzo istotnym składnikiem codziennej diety. Dlatego nie możemy sie ich bać, czy - broń Boże - eliminować z diety. Musimy natomiast pamiętać, że niektórych węglowodanów lepiej unikać; odpuśćmy sobie łatwo przyswajalne, przetworzone węglowodany, które znajdziemy w bialym ryżu, białej mące, białym pieczywie, białym cukrze, a także innych produktach z dodanym cukrem (na przykład sokach czy innych napojach)
Zamiast nich wybierzmy lepsze ich żródło: ziarna (im mniej przetworzone, tym lepsze), pełnoziarniste pieczywo, brązowy ryż, pełnoziarniste makarony, fasole, kasze, warzywa i owoce (zawierają one również błonnik i witaminy).
Warto również pamiętać, że jeden gram węglowodanów to 4 calorie. Dzieki temu, jak i wiedząc, że węglowodany powinny stanowić 50% naszej diety, jestesmy w stanie obliczyć ile powinnismy ich dziennie przyjmować. I tak: pamiętając, że niejaka deZeal powinna przyjmować dziennie 1200 kalorii, wiemy, że 600 kalorii powinno pochodzić z węglodowanów. Po podzieleniu tej wartości przez 4 (jeden gram to 4 kalorie, jak wspomniałam powyżej), okaże się, że dzienne zapotrzebowanie deZeal na węglowodany to 150 gram.
A zatem reasumując:

  1. Węglowodany są nam potrzebne!!
  2. Białe wyglada super w domu, niekoniecznie natomiast na talerzu - i chociaż jedna kajzerka, ciacho, czy kostka czekolady (niekoniecznie bialej, hehe) od czasu do czasu nas nie zabije, to jednak najlepiej dokonać wymiany produktów bialych na produkty brązowe:)
Pozdrawiam i życzę wytrwalości!!!!! 
* * *

And now just few words about carbohydrates... In a healthy diet (and that is what we are interested in), we should take in about 50% of carbs. They provide us with energy, which not only allows us to be physically active, but also is necessery for proper functioning of our organs! As we can see, carbs are a very important ingredience of our diet. Therefore, we do not need to be afraid of them, or -even worse - get rid of them. What we do need though, is to remember that some carbs should be avoided, as they are not as good as others. We should ditch the highly processed, easily digested carbs, that we will find in products like white flour, white sugar, white rice, white bread, and in products with added sugar (for example some juices, and fizzy drinks). Instead let's choose products with unprocessed grain, wholegrain breads, brown rice, wholemeal pasta, beans, pulses, veg and fruit (they are a great source of vitamines and fibre as well!).
It is also worth remembering that each gram of carbs equals 4 calories. Knowing that, as well as the fact that our diet should have around 50% carbs daily, we can work out our daily amount of carbs to take in. For example: being aware of the fact that deZeal's daily calorie intake is 1200 cal, we know that 600 cal should come from carbs. Deviding it by 4 (remember 1 gram is 4 cal), we will know that deZeal can have 150 g carbs a day.
To sum up:
  1. We NEED carbohydrates in our diet!
  2. White looks great in home decor, but not necessery on your plate. And even though one slice of white bread, cake, bottle of soda or piece of chocolate (not necessery white one) will not kill us, it would be advisable to replace white products from your pantry with brown!
Have a great day, and be brave dear friends!!


photo - source