Czy ja już wspominałam, że na mojej (hehehe, prawie jak pani na włościach gadam) wsi jest bardzo wesoło? Mamy swój festiwal piwny i festiwal folkowy, mamy swój wiejski karnawał (może nie aż tak barwny jak ten brazylijski, ale zawsze), mamy wystawę psów i smakowanie cidera (warto zaznaczyć, że w zbieranie jabłek i ich prasowaniu również bierze udział społeczność wiejska), mamy swój letni bal, mamy dwie grupy Morris Dancers (o których już trochę było, a i jeszcze będzie), i mamy swój chór (o którym też jeszcze będzie). No i mamy wyścig wózków... albo czegokolwiek co może - przy odrobinie wyobraźni - wózek przypominać:)
O proszę:
Wyścig rozpoczyna się w naszej wsi, a następnie ściga się do (o ile mnie pamięć nie myli) dwóch sąsiednich wsi. Oczywiście po drodze każda załoga zobowiązana jest niejako zatrzymać się w przydrożnym pubie na "małe piwko", a pubów (o ile mnie pamięć nie myli:)) na trasie wyścigu jest 5, słownie PIĘĆ! Nie należy więc się dziwić, że druga runda jest nieco trudniejsza, ale również weselsza; pojawiają sie tu i ówdzie problemy z układem sterowniczym:
...zmęczenie daje się we znaki:
...ale generalnie jest git:)
Moi mili, po tych niezwykle wyczerpujacych wyścigach (nie muszę chyba nikomu mówić, że pchanie wózka pod dość stromą górkę nie jest zadaniem łatwym) koniecznie należy wrzucić coś na ruszt:) Dzisiaj zapraszam na najprostszą lasagne na świecie. Jest taka prosta, że robi się ją w 10 minut (nie przesadzam), a potem tylko trzeba czekać jakieś 40 minut, aż się nam "MniamMniam" w piekarniku pięknie upiecze. Na ową lasagne potrzebujemy:
płatki lasagne (u mnie schodzi 12 płatów),
ciut-ciut oleju (oliwy)
ok 40 dag mielonego mięsa,
cebula,
sos pomidorowy taki jak do makaronów - to dzięki niemu moja lasagne jest najprostrza na świecie (oczywiście kto chce może sobie sos stworzyć po swojemu, ale wtedy to już nie będzie najprostsza lasagne);)
starty żółty ser i trochę masła,
+ najprostrzy na świecie beszamel, na który potrzebujemy:
125 ml mleka
200 g śmietanki (np. creme fraiche),
sól i pieprz
starty ser
Potrzebny nam będzie również piekarnik, kuchenka, i mikrofala, oraz patelnia, plastikowa miska, naczynie żaroodporne na lasagne oraz deska do krojenia i nóż i widelec:):):) Dla tych którzy dysponują płatkami lasagne wymagającymi podgotowania potrzebna będzie też woda i garnek:). Ja używam takich których nie trzeba podgotowywać... dla pewności wrzucam je natomiast na około 30 sekund do gorącej wody, jednak - podobno - nie jest to konieczne.
Rozpoczynamy od załączenia piekarnika, i ustawienia go na 200 stopni. Następnie na patelnię nalewamy ciut-ciut oleju, a następnie sru na to pokrojoną cebulkę (ja cebulkę posypuje słodką papryką - nie wiem czemu, ale jakoś mi sie wydaje, że wtedy lepiej smakuje:)). Kiedy cebulka się zeszkli należy na nią wrzucić mielone mięso, doprawić nieco do smaku i smażyć. W czasie kiedy mięsko nam się podsmaża możemy przygotować najprostszy na świecie beszamel. Do plastikowej miseczki ładujemy mleko, śmietankę, sól i pieprz, mieszamy widelcem i sru to wszystko do mikrofali na około 40 sekund - 1 minutę (zależy od mocy naszego sprzętu oczywiście:)) Ja do tego tak zwanego beszamelu dodaje również starty ser. Bo tak, hehehe:)
W czasie kiedy nam się beszamel pięknie podgrzewa i łączy, należy przemieszać mięsko, a jeśli już utraciło czerwony kolor, możemy dodać słoiczek naszego sosu pomidorowego do makaronów:) I tak sobie niech to ładnie "pyrka" przez jakieś 3 minutki. W tym czasie możemy nasmarować masłem formę w której naszą lasagne bedziemy piekli:)
A potem to już tak:
warstwa płatów lasagnie, mięcho, warstwa płatków, beszamel, warstwa płatów, mięcho, warstwa płatów i beszamel:) Na górze musi być beszamel, na którym należy malowniczo ułożyć kilka niewielkich płatków masła, przykryć folią (tudzież inną pokrywką) i sru do pieca na około 40 minut. No i teraz jest trudno, bo trzeba czekać, ale w tym czasie możemy na przykład posprzątać kuchnię, albo nakryć do stołu, albo zrobić sałatkę:) Na około 5 minut przed końcem pieczenia wyjmujemy lasagne z pieca, zdejmujemy folię (tudzież inną pokrywkę) i posypujemy obficie (no chyba że jesteśmy na radykalnej diecie, hehehe) żółtym, startym serem). Przykrywamy i dalej do pieca na jeszcze 5 minut. A potem....
A potem to już tylko pozostaje wyjąć, pokroić, nałożyć na talerze i... jeść:) Mmmmmmniam:)
Tu dla dokumentacji zdjęcie przed włożeniem do pieca (jeszcze nie wygląda to apetycznie):
... po wyjęciu z pieca (teraz już nieco lepiej):
... i wreszcie (!!!!!) na talerzu:)
Smacznego:)