niedziela, 22 stycznia 2012

Babcie i Dziadkowie... / Grandmas & Grandads

Jak pewnie wszyscy wiedzą, wczoraj obchodziliśmy Dzień Babci, a dzisiaj Dzień Dziadka. Ja już niestety utraciłam obydwa "zestawy" dziadków i babć, a że zapalić świeczki na ich grobach mi nie dane, dlatego też postanowiłam wspomnieć ich tutaj...

* * *

You might not be aware of that, but yesterday in Poland we celebrated "Grandma's Day" and today "Grandad's Day". Unfortunately, I already lost both "sets" of grandparents, and therefore I decided to mention them here.


Oto Babcia Mila i Dziadek Janek (o których pisałam już wcześniej), rodzice mojego Taty. O Dziadku Jasiu jeszcze pewnie w tym roku będzie, ponieważ - gdyby żył - obchodziłby w tym roku 100 lat.

* * *

Set number one: Grandma Mila, and Grandad Jan, my Dad's parents. Grandma was a midwife (and she delivered me, believe it or not, hehe) and Grandad Jan was an artist. He was painting, sculpturing and all sorts of these things:) I will surely write some more about Grandad Jan this year, because - if he was alive - he would have his 100th birthday this year.



Poniżej Babcia Jasia i Dziadek Józio, rodzice mojej Mamy. Dziadek odbierał mnie z przedszkola, jeśli akurat miał pierwszą zmianę, i w drodze powrotnej wstępowaliśmy od czasu do czasu na piwo do baru, w którym były wielkie zielone parapety... To znaczy Dziadek wstępował na piwo, a ja dostawałam od czasu do czasu (!) do spróbowania pianki:) A jeśli nie wstępowaliśmy na piwo z pianka, to zatrzymywaliśmy się w parku i karmiliśmy wiewiórki. "Basia, Basia, Basia" wołaliśmy razem i wiewiórka (albo wiewiórki) przychodziły po orzeszka:)
Babcia Jasia natomist zawsze miała dla swojej wnusi (Anulinki-Pipulinki, hehehe) cos slodkiego... i to w czasach, kiedy o cos słodkiego, typu wyrób czekoladopodoby, nie było wcale tak łatwo. To Babcia, której chciało sie wstac o 4 rano (albo i wcześniej), żeby ustawić się w kolejce do rzeźnika, żeby wnusia miała w niedziele kotleta schabowego.... A ja potem wierciłam widelcem w tym kotlecie :( bo taki niejadek ze mnie był. Chociaż pajde chleba z podłą mielonką i musztardą wtryniałam z wielką chęcią - ot dziecko kryzysu:)

* * *

Below "set" number 2 - Grandma Janina and Grandad Joseph, my Mum's parents. Grandad used to pick me up from kindergarten (that is, if he was working morning shift on the day) and on the way back, we were popping for a minute into a local pub that - as I remember - had very big green windowsills. Grandad had a pint of beer, and I... was sometimes allowed (if I was really lucky) have a tiny try of the foam:) And if we didn't pop in for a beer, we were feeding squirels in the park...
Grandma always had something sweet hidden in the cupboard for her little grandaughter (and it's worth to mention that it was in times, when someting sweet was not very easy to purchase at all). She was a lady that didn't mind to get up at 4 am (or even earlier) to start queing at the local butcher's, so that her little grandaugther had a nice piece of pork loin for dinner... and the grandaughter was later playing up at the table, 'cause she was a bit of a poor eater. Although she would happily consume a thick slice of bread with some sort of low quality precooked meat product, and a thick layer of mustard on the top - oh well, a child of the crisis time, I say!



Szkoda, że już ich nie ma...
Wszystkim Babciom i Dziadkom - wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i pociechy z wnuków:)

* * *

What a pity they are not around anymore...
and for all of you who are Grandmas and Grandad - have a happy day, enjoy your grandchilden, and may your dreams come true









czwartek, 19 stycznia 2012

Ku pokrzepieniu żołądka... / Joyful tummy:)

Kolażanka Ika napisała dzisiaj o swoim śniadanku:) Co ciekawe, Ika zjadła dzisiaj na śniadanie prawie dokładnie to co ja, przy czym ja nie dołączyłam do miseczki musli (50 gram) z niskotłuszczowym (hehe) jugurtem, granatu. Pomyślałam natomiast, że skoro już się tak konsumpcyjnie zrobiło, to zaproszę was na coś  dobrego:) Może na jutrzejszy obiadek?
Propozycja numer jednen, to dzieło vonZeala, o wdzięcznej nazwie: wegetariańskie curry ogniste:) (Na marginesie: całość mieści się w około 220-250 kaloriach (nie za bardzo dokładne te moje wyliczenia niestety) + 75 kalorii w 50 gramach ryżu. Wyliczenia dotyczą jednej porcji).

Bedziemy potrzebować:
  • około pół słodkiego ziemniaka (mniej więcej 200 g)
  • około ćwiartki (mniej więcej 200 g) selera,
  • pół średniej wielkości oberżyny,
  • pół średniej cebuli,
  • jedną dośc sporą pieczarkę,
  • 1 łyżkę stołową oliwy z oliwek (my używamy Light & Mild Olive Oil)
  • 100 g jogurtu greckiego o niskiej zawartości tłuszczu
  • przyprawy: płatki chili, pół łyżeczki przyprawy curry, ćwierć łyżeczki garam masala, szczypta tymianku, sól, pieprz, szczypta czosnku (vonZeal użył czosnku w proszku);
  • jedną łyżke sosu sojowego, jedna łyżeczkę sosu z ostryg (można pominąć), kilka kropli sosu worcester, łyżka keczupu pomidorowego
  • około 100 ml wody
  • rukola i kolendra do przybrania
  • ryż
Na patelni podgrzewamy oliwę z oliwek, a nastepnie wrzucamy na to seler pokrojony w dość sporą kostkę (kostka wielkości około 1 do 1,5 cm), czosnek i tymianek,. Podsmażamy na dość dużym ogniu do momentu aż seler zacznie się brązowić. Dodajemy pokrojoną pieczarkę i cebulę oraz oberżynę i słodkiego ziemniaka (również pokrojone w kostkę). Mieszamy i podsmażamy jeszcze przez około 2-3 minuty. Następnie doprawiamy wspomniamymi powyżej przyprawami (ilość chilli zależy od tego jak bardzo ogniste curry chcemy mieć:).
W miseczce łączymy trzy sosy z keczupem i wodą, i mieszamy dokladnie. Miksturę wlewamy na patelnie, i gotujemy na wolnym ogniu do momentu aż woda odparuje (należy uważać aby potrawa nie wysuszyla się nam za bardzo) , a następnie dodajemy jogurt + jeśli trzeba, jeszcze troszkę wody i gotujemy przez jeszce 5 do 10 minut. Całość podajemy z gotowanym ryżem. Voila!

* * *

My blogging friend Ika wrote a post today about her breakfast. Funny thing is, she had exactly the same things for breakfast as I had, except I did not finished off a lovely bowl of muesli with yogurth with a pomegranate. Anyway I though, since she started all that thing with food, that I will invite you for something nice:) Maybe you could use it for tomorrow's lunch or dinner?
Proposition number 1 is made by vonZeal, and goes by a very picturesque name of "Fiery veggie curry". The whole thing is about 220-250 calories (I am not that good in counting calories... but I am trying, really:)) + 75 calories for 50 g of while rice (per serving). We will need:
  • half of sweet potatoe,
  • quarter of small celeriac,
  • half of a medium aubergine,
  • half a medium onion,
  • one rather big mashroom,
  • 1 tbsp of olive oil (we use light and mild),
  • 100 g of low fat Greek yogurth,
  • spices: chilli flakes, half tsp of curry powder, quarter tsp of garam masala, pinch of thyme, salt, peper, pinch of garlic
  • saes: 1 tbsp of soy sauce, 1 tsp of oyster sauce, few drops of Worcester sauce, 1 tbs of tomato ketchup
  • 100 ml of water
  • rocket and coreander to garnish
  • steamed rice to go with the curry
In a frying pan heat the olive oil, then put in cubed celeriac (cubes should be about half an inch in size), garlic and thyme; cook on a hight heat until it starts turning brown. Then add roughly choped mashroom, onion, cubed aubergine and sweet potatoe. Keep tossing while cooking for about 2-3 minutes. Add the spices mentioned above.
Put the oyster, soy and Worcester sauce and ketchup in a bowl, add the water and mix thoroughly. Pour into the pan and simmer for about 15 minutes until it reduces (keep an eye on it so it doesn't dry up too much), then add the yogurth and a little bit more water and simmer for another 5 to 10 minutes.
Serve with white steamed rice. Voila!



Propozycja numer dwa została wykonana przeze mnie i nazywa sie nie mniej malowniczo: zawijas z tuńczykiem i jajem:). Kochani, to danie to już jest szczyt łatwości; na dwie osoby potrzebujemy: dwie tortille, puszkę tunczyka w wodzie, dwa jajka ugotowane na twardo, dwa liście sałaty lodowej, dwie łyżeczki majonezu light + jeden pomidor, pół pieczarki, pół ugotowanego buraka i ćwiartkę cebuli w celu stworzenia czegoś w rodzaju "sałatki do towarzystwa";)
Danie owo zawiera mało tłuszczu (cały tłuszcz pochodzi wlaściwie z żółtka i  z majonezu, który jest w wersji light) i zamyka się w ilości  350 kalorii.

* * *

Proposition number 2 has been made by me, and is called equally sweetly "wrap with tuna and egg". Dear friend, this dish should probably win a prize in the easiest thing ever category:) For two people we will need: two tortillas, a can of tuna in spring water, two medium eggs hard boiled, two leaves of iceberg lettece, two teaspoon of light mayo + one tomato, half a mashroom, half a beetroot (boiled), quarter of an onion to create sort of "consort salad".
This dish has little fat and is around 350 calories.



Smacznego:)
A na zakończenie chwale się nowym rupiecianiowym nabytkiem: drewniany pojemnik na świeże zioła oraz maleńka solniczka i pieprzniczka.

* * *

Bon appetite:)
And at the very end I am showing off my new thrifty purchase: wooden box for herbs, and tiny salt and pepper pots.



PS. I am linking this post to Allison's blog party:

and at Mum of all Trades' Weekend Wonders party


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kolejny poniedziałek / Another Monday

Halo, halo, drogie koleżanki:) Jak tam postępy? U mnie - muszę sie przyznać bez bicia - ten tydzień nie zaliczy sie do specjalnie udanych, hehe... Odwiedziny vonZealowego brata spowodowały wzmożone spożycie produktów wysokotłuszczowych (że też ja tak bardzo muszę kochać sery...), bogatych w cukry proste, oraz produktów, które co prawda tłuszczu nie zawierają w ogóle, natomiast ni stąd ni zowąd pieruńsko kaloryczne są,  typu małe (w moim przypadku) piwko, czy likier kawowy.... :( No ale co tam, drobne podknięcia zdarzały się i będą się zdarzać zawsze:) Najważniejsze jest, że bilans - mimo wszystko - jest ujemny, choć w tym tygodniu to tylko -0.7 kilograma.... A czym Wy się pochwalicie, drogie członkinie "Poniedziałkowiego Klubu Dietetycznego"???

* * *

Hi there my dear friends:) Are you making progress? I have to admit, I have been a bit naughty this week:) A visit paid by vonZeal's brother resulted in slightly higher intake of products rich in fats (oh, why do I like cheeses so much), sugars (and why do I like sweeties so much) and also in products that do not have any fat at all, but for some reason are very rich in calories, like a little beer of coffee liquer.... Oh well, little falls along the way have been happening and will be happening to anyone, haha... The most important is, that I am going in the right direction, although last week it was only -0.7 kg in the right direction...


Photo - Internet

A porpos tłuszczy... chyba wszyscy wiemy, że są one totalnie niezbędne i absolutnie nie można ich wykluczyć z diety. Około 30% wszystkich przyjmowanych kalorii powinno pochodzić z tłuszczy. Należy również wiedzieć, że każdy jeden gram tłuszczy to 9 kalorii - ta wiedza pozwala nam obliczyć ile powinniśmy przyjmować tłuszczy dziennie. Przykład: deZeal obliczyła sobie za pomocą tego kalkulatora, że próbując zrzucić co nieco wagi, powinna dziennie przyjmować 1200 kalorii. 30% moich dziennych kalorii to zatem 360 kalorii, które powinny pochodzić z tłuszczy. Jeśli podzielimy to przez 9 (pamiętajmy, każdy gram tłuszczu to 9 kalorii), okaże się, że deZeal nie powinna przyjmować dziennie więcej niż 40 gram tłuszczy. To tak maksimum - będąc na diecie warto tę wartość zminiejszyć deczko (ja staram sie utrzymać w 35 gramach), pamiętając jednak, że nie jest wskazane przyjmowanie dziennie mniej niż 20% tłuszczy. 
Oczywiście nie należy wypełniać zapotrzebowania na tłuszcz produktami takimi jak ciacha (mniam...), fryty, czipsy, a raczej produktami typu oliwa z oliwek, olej słonecznikowy lub z siemenia lnianego, ryby bogate w tłuszcze (łosoś, makrela, śledź), awokado, orzechy. Uważajcie na olej palmowy i olej kokosowy - zawierają one tłuszcze nasycone, które nie sa dla nas dobre.

I to by było na dzisiaj tyle:) Kolejny raport za tydzień....
Miłego tracenia balastu:)

* * *

Talking about fats...we all know that fats are necessery in our diet and we must not get rid off them. In fact, 30% of our calorie intake should be coming from fats. We also need to know that every 1 gram of fat is 9 calories. Knowing that, we can easily calculate the amount of fat we should eat everyday. Example:
deZeal (that's me, hehe) using this calculator found out, that if she wants to lose some weight, she needs to take in 1200 calories a day. 30% of that is 360. Now, if we devide it by 9 (remember, 1 gram of fat is 9 calories) we will realise, that my daily intake of fat is no more than 40 grams. Of course, when we are dieting, we can decrease this amount a touch, remembering though, that it is not advisible to take in less then 20% of your daily calorie intake coming from fat. We also must remember that it is not wise to fill your daily need for fat from products like crisps, fries, cakes, biscuits, which contain wrong (saturated and trans) fats. Instead we should eat oily fish (salmon, mackrel, herring), olive oil, sunflower oil, avocado, nuts, seeds. Be very careful with palm oil and coconut oil - they are high in saturated fats!

Have a great day:)

czwartek, 12 stycznia 2012

Sezon na szaliki:) / Scarves' season:)

Jest zima, podobno... w domyśle pora roku z ujemnymi temperaturami, śniegiem, zawieruchą i innymi takimi. No i wieczory dłuższe, to i człowiek nie zawsze ma co ciekawego do roboty:) Mając zatem na uwadze fakty powyżej przytoczone, i nie spodziewając sie zupelnie zimy z temperaturami bynajmniej nie poniżej zera, dziergałam ci ja sobie fragmenty garderoby.  

* * *

Apparently we have winter... a season that normally would come complete with "minus" temperatures, snow, blizzards and so on. And evenings are slightly longer, which means one not always has something partucularily interesting to do:) Taking that into consideration, as well as not expecting this winter being a little bit temperamental, I was knitting some pieces for my wardrobe.

O proszę, tu dla przykładu jest mój piękny szal zrobiony w połowie przez Ciocię Maję, a w drugiej połowie przeze mnie. Powstał on jeszcze w październiku, kiedy to odwiedzałam moje rodzime strony. Szal ów należy do gatunku tak zwanych szali motanych na okrągło, czyli takie to-to co to teraz modne jest. Muszę wam bowiem powiedzieć, że kiedy w październiku ubiegłego roku przebiegłam się parę razy po bielskich galeriach handlowych (no bo u mnie takich światowych galerii to w promieniu najbliższych 50 km nie uświadczysz), zamotane to-to na okrągło baaaardzo mi w oko wpadło i wypaść nie chciało, więc trza było zabrać się za dzieło tworzenia. Ciocia Maja, moja kochana, zakupiła motki dwa i druty dla swojej chrześnicy (czyli mnie) i zaczęła tworzyć. To tak w celu, żeby chrześnica, czyli ja, przypomniała sobie sztukę robienia na drutach. I tak wspólnymi siłami doprowadziłyśmy do powstania "zamotańca", który z dumą i radością noszę, mimo, że temperatury mocno na plusie.

* * *

Here for example you can see my lovely "neck-warmer" made half by my Aunty Maya, and half by me. In fact it was made in October during my visit to my hometown. I saw plenty of this type of scarf in numerous shopping galleries and I couldn't stop wanting one myself. So Aunty Maya purchased some lovely cream wool and knitting niddles and started the miracle of creation. And I was watching and reminding myself the art of knitting, haha:). And so, by mutual cooperation, a snood was born. I do wear it proudly and joyfully, even if the temperatures outside are not wintery at all:)


Po powrocie wymyśliłam sobie, że mała vonZealówna powinna mieć podobny modny dodatek garderobowy. I tak w ciągu kilku wieczorów powstał zamotaniec numer 2 - ten już całkowicie wykonany "tymi ręcyma", z dwoma warkoczami i ściegiem ryżowym w środku. vonZealówna dostała go w prezencie na gwiazdkę - dziób się jej ucieszył, więc chyba była zadowolona:)

* * *

After I came back home, I decided that Little T. should have a similar fashionable accesory in her wardrobe. And so within couple of evenings a snood number 2 appeared (this one made soley by me). Little T. was given it for Christmas - her faced beamed so I assumed she was quite pleased:)





Potem zdecydowałam się zrobić znowu coś dla siebie, co podpatrzyłam u jednej z blogowych koleżanek. No i tak robiłam i robiłam, i robiłam.... i zrobiłam za duże:( A że pruć mi się nie uśmiechało, to zszyłam początek i koniec, i tak powstal "zamotaniec" numer 3, który postanowiłam zapakować pod choinkę drugiemu przedstawicielowu młodego pokolenia (fotki nie za bardzo, bo dzieło dośc ciemne jest;). Reakcja była podobna, i choć "zamotaniec" nie jest noszony zbyt często przez Juniora (no naprawdę, nie mogę mieć pretencji, skoro na zewnątrz +10 prawie codziennie), to jest ktoś, komu moje dzieło numer 3 podoba się bardzo bardzo:)

* * *

Then I decided to make something for myself again, something that I found in the vast world of blogland. So I was knitting, and knitting... and knitting some more, until I realised I had knitted too much. And since unravelling was not what I had on my mind, I sewed the beginning and the end together and created snood number 3!!! I opted to use it as another Christmas pressie, this time for the other member of young generation. His reaction was similar to the one presented by Little T. and although the snood is not being worn all the time (can't really blame him, considering springlike temperatures outside), there is someone who love my snood more then anybody else:)




A to co chciałam zrobić, a mi nie wyszło, i tak zrobiłam tylko poźniej. I też pokażę, ale nie dzisiaj:) Ciąg dalszy nastąpi....

* * *

And the thingy I failed to make, I made later. I will show it to you too, but not today:) To be continued....

PS.I'm showing off my snoods at Allison's Catch a Glimpse Party

 

and at Delightful Order



poniedziałek, 9 stycznia 2012

Minął tydzień... / A week has passed :)

Witajcie drogie koleżanki i koledzy (?) Dzisiaj mija tydzień od mojego postanowienia pt. "Trzeba Zrzucić Co Nieco".
Przez ten tydzień dużo poczytałam i dowiedziałam się między innymi, że osoba w moim wieku, moim wzroście, mojej płci, prowadząca taki sam tryb życia jak ja, i ważąca tyle co ja powinna dziennie przyjmować 1500 kalorii. To tak, żeby ani nie przybierać, ani nie chudnąć. Osoba, która chce schudnąć powinna ograniczyć przyjmowane kalorie o maksimum 500 kalorii dzinnie - w moim przypadku dzienna dawka kalorii wynosi 1200 kalori. To po pierwsze. Po drugie dowiedziałam sie, że nie można tracić wagi zbyt szybko, bo to nie prowadzi do niczego dobrego - jedyne czego można się dorobić to efekt jo-jo. Należy tracić nie więcej niż 1 do 1,5 kilograma tygodniowo...
Moi drodzy, uprzejmie donoszę, że po tygodniu przyjmowania około 1200 kalorii dziennie i kompletnie nie zmienionej aktywności fizycznej (czytaj: żadnej, jeśli nie wliczać to normalnych czynności typu spacer z psem)  moja waga spadła o 1,5 kilograma :) Znaczy się, że zostało mi już tylko 7 do zrzutki:) O!!! A jak u was drogie koleżanki??? Pamiętajcie, że wspieramy się nawzajem!!!! :) Miro, Aggie, Nivejko i wszystkie bezimienne członkinie Poniedziałkowego Klubu Dietetycznego - wzywam Was do raportu :) W tajemnicy nadmieniam, że vonZeal rownież do nas dołączył!
A jeszcze wam powiem, że wcale specjalnie się nie ograniczam, nawet malutka czekoladka się trafia od czasu do czasu (chociaż fakt, że tylko jedna i że tylko malutka i że tylko od czasu do czasu, to akurat w moim przypadku jest wielkie ograniczenie, hahaha)! A "bycie na diecie" może być całkiem smakowite:) Wkrótce podam kilka naprawde pysznościowych, a przy tym bardzo prostych przepisów...
Trzymajcie się Babeczki (i Chłopaki?)!

* * *

Hello dear friends! It has been a week, since I made my Very Important Resolution to lose some unneeded balast:) During this week I did some research, and I learned (among other things) that a girl of my age, my height, weight and my phisical activity should take in around 1500 calories a day. That is if I don't want to lose or gain anything. A person who wants to lose some weight should reduce their calorie intake by about 500 (yet it is not advisiable to go below 1000 calories) - in my case my daily intake should be around 1200 calories. That's firstly. Secondly, I learned that it is definitely not a good idea to lose weight too quickly, as this leads only to the yo-yo effect. The optimum is to lose between 0,5 to 1,5 kilograms a week (1 to 3 pounds).
Having said that I would like to announce that after a week of 1200 calories a day (more or less) and completely unchanged level of phisical activity (that is none at all if you don't count walking the dog and normal everyday things) I lost 1,5 kilograms (that is 3 pounds)!!! Which means I have only 7 kilograms left to go:) Woohoo! And how are you doing, dear friends??
And I do have to tell you I have not restricted myself too much, really. I even allowed myself a tiny chocolate every now and then (although the fact that is was only one, and only tiny chocolate, IS a huge restriction in my case, hahaha). Also I found that "being on a diet" can actually be quite tasty ;) I am going to post some recipes (some invented by vonZeal, who decided to join me in the Very Important Resolutions)  soon for you to try:)
Keep on good work! 





* * *

sobota, 7 stycznia 2012

Pół dnia bez deszczu... / Half a day without rain

Moi mili... Moorlandowa kraina to kraina obfitości... w deszcz. Pada tu wiosną, latem, jesienią i zimą. Na okrągło! Zwłaszcza zimą. Toteż kiedy trafia się pół dnia bez deszczu, a do tego jeszcze z nieśmiało przebijającym przez chmury deszczowe słoneczkiem, nie należy marudzić, tylko brać psa i wyruszyć na spacer. Sprzątanie / gotowanie / pranie / prasowanie / inne  (niepotrzebne skreślić) poczeka, deszcz - nie... Wróci już za kilka godzin!

* * *

My dear friends; The Moorland is an area that is very, very rich... in rain. It's raining here in spring, summer, autumn and winter... All the time! Almost :) Especially in winter!!! Therefore, when you are lucky enough to experience a half a day with no rain and - this is almost impossible ;) - a little bit of sun, you must not sloth, but grab the dog and go for a long walk. Cleaning / cooking / washing / ironing (choose the right answer) will wait... rain - will not!!! It will be back in just few hours!


 



Spotkaliśmy oczywiście rdzennych mieszkańców Moorlandowej krainy :) Deszcze im zupełnie nie przeszkadzają... choć w sumie pewnie też wolą pogodne dni i leżakowanie w słoneczku:)

* * *

We managed to meet two native inhabitants of the moorland. They don't seem to be bothered by rain at all, although I suppose they do prefer lounging in the sun:)





No i generalnie wszystko byłoby super... Kilka godzin bez deszczu, słońce... Tylko niestety nie da się ukryć faktu, że jak ciepie żabami to polne drogi zmieniają się w błotny tor przeszkód. Zgadnijcie jak wyglądał Dyzio po spacerku???

* * *

And altogether everything would be just perfect. A few hours of sun and no rain.... Unfortunately we all know that if it rains almost constantly for weeks, then lovely footpaths turn into muddy obstacle courses, haha. Guess how Diesel looked like after our long walk? :)




Życzę miłego weekendu. I słońca :)

* * *

Hope you all have a lovely and SUNNY weekend :)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Nadszedł czas... / Time has come...

zapłaty za folgowanie sobie nadmierne podczas minionych świątecznych dni :( Po skonsumowaniu całkiem niemałych ilości tych:

* * *

to repent for unconditional indulgance during the last few days:( After consuming a lot of these:



oraz dosyć znacznych ilości tych:

* * *

and rather not too small ammount of these:



nie zapominając o tych:

* * *

not forgetting about these:


ani ogromnego wyboru tych:

* * *

and eating whole selection of these:


deZeal zauważyła nagły skurcz co poniektórych części garderoby. Szybko przypomniała sobie temperaturę w jakiej części owe były ostatnio prane.... nie, to nie to... może pralka się zepsuła??? Hmmmm... Może. Nie mniej jednak deZeal poniedziałkowego ranka zdecydowała się stanąć na wagę łazienkową i odważnie otworzyć oczy!
No cóż, moi mili, wieści nie są dobre... waga co prawda nie wrzasnęła z bólu, lecz pokazała cyferki, które deZeal wyjątkowo nie przypadly do gustu :)
Od dzisiaj zatem deZeal konsumować będzie głównie zestawy następujące:

* * *

deZeal (that's me) noticed sudden shrinkage of her clothing. She initially tried to put the blame on the temperature of washing and then on the washing machine itself, but decided it was probably not the case. So on Monday morning deZeal bravely decided to step on her digital bathroom scales and keep her eyes open! Well, my dear friends, the scales did not scream in pain, however the numbers it showed were not what deZeal was hoping for:)
Therefore, with a lot of sorrow, deZeal informs you that from today she is going to be consuming mostly these:


Nie moi mili, ja zdecydowanie za bardzo lubię jeść, żeby poddać się jakimś totalnym torturom dietetycznym. Mam zamiar głównie konsumować mniejsze porcje, no i trochę więcej sie ruszać:) Tak ciut, ciut więcej, nie za bardzo hahaha, żebym się nie zmęczyła, hahahaha. No i trochę ograniczyć słodkości i tłuszcze.
A jako inspirację i dowód że się da schodnąć, mam dla Was to (no dobrze, ona jednak robila nieco więcej niz tylko ciut ciut ruchu):

* * *

Well, I definitely like food to much to voluntarily agree on any of those totally terrible dieting tortures. My plan is to consume smaller protions and to move around a bit more, like do some exercise... maybe... Just a little bit... 'cause otherwise I will get tired, hahaha... And I do hope to cut out on sweets (not easy in my case:(, oh not at all!) and fats.
And as an inspiration and a proof that it is possible to lose some weight, I have this for you (ok, she did a bit more than just a little bit of exercising)



To jest moi drodzy Taralynn, młoda Amerykanka, która dzięki własnej pracy, uporowi,  wsparciu, ale przede wszystkim cierpliwości dotarła do takich rezulatatów! Ja osobiscie nie wyglądam tak jak na pierwszym zestawie zdjęć, ani nie aspiruję do wygladania tak jak na drugim zestawie. Nie mniej jednak odwiedzam wirtualnie Tarę dość często, po to aby skorzystać z inspirujących zdrowych przepisów, i przypomnieć sobie że SIĘ DA:)
Zapraszam Was do odwiedzenia strony UndressedSkeleton. Dla tych, którzy nie znają angielskiego, kilka rad od mistrzyni odchudzania:

1. Znajdź motywację! Otocz sie ludźmi, którzy popierają zdrowe odżywianie.
2. Ruszaj się!!! Łącz ćwiczenia z relaksem, zmieniaj typ ćwiczeń i rutynę, słuchaj muzyki w trakcie:) 
3. Pamiętaj, żywność o bardzo niskiej (albo zerowej) zawartości cukru i tłuszczów (sugar free, fat free) zawierają mniej kalorii, a najczęściej nie smakuje gorzej.
4. Znaczna część węglowodanów i kalorii jakiej potrzebuje nasz organizm powinna pochodzić z warzyw i owoców.
5. Staraj się ograniczyć czerwone mięso. Jaja i ryby są doskonałym źródłem białka.
6. Nie uzywaj oleju, soli, masła do gotowania potraw.
7. Ogranicz sól w posiłkach.
8. Pij chude mleko.
9. Doskonałym źródłem białka i wapnia jest twarożek czy jogurt (obydwa oczywiście fat free, a przynajmniej light)
10. Początkowo ogranicz spożycie suszonych owoców, orzechów, masła orzechowego aby zmniejszyć ilość przyjmowanych kalorii. Uwaga!!! Smakołyki te są zdrowe, ale kaloryczne, przez co spowalniaja proces utraty wagi.
11. Wykreśl z listy zakupów ser pełnotłusty!
12. Staraj sie nie jeść przez 9 rano i po 18 wieczorem (oczywiście dostosuj godziny do własnego stylu życia jeśli na przykład wstajesz o 5 rano albo chodzisz spać o 2 w nocy - nie ma sensu sie głodzić!!)
13. Przyjmuj dużo płynów (woda, herbata, kawa, napoje niskokaloryczne i niesłodzone).
14. Omijaj fast foody szeeeeeeeerokim łukiem!
15. Uważaj z sosami, keczupem, majonezem, itp.
16. Ostrożnie na zakupach. Jeśli coś jest w pudełku, niech tam zostanie :)
17. Zaczynaj dzień od zjedzenia połówki grejpfruta! To magiczny owoc, który pomaga spalać kalorie!
18. Kiedy nie możesz powstrzymać się przed skonsumowaniem czegoś słodkiego, spróbuj Nestle Fat Free Hot Coco (nie wiem czy ww. jest dostępne na polskim rynku, ale z pewnością znajdziecie jakis odpowiednik)
19. Zawsze miej przy sobie gume do żucia bez cukru.
20. Zpisuj wszystko co zjadasz - zdziwisz się co powoduje że nie tracisz wagi.
21. Stawiaj sobie małe cele; wyznacz sobie za cel utratę jednego kilogram, zamiast 25 - łatwiej się zniechęcić, gdy na efekt trzeba czekać zbyt długo.
22. Nie katuj się:) Raz w tygodniu przyznaj sobie nagrodę; zjedz coś co naprawdę lubisz: małą pizze, kawałek czekolady... 

* * *

This is Taralynn, a young American girl, that thanks to her own hard work, support, but most of all her patience managed to reach her goals! I personally do not look like her in the first set of pictures, I also do no aspire to look  as gorgeously like she does in the second set. But I do visit her website to browse through some lovely and healthy recepies and also to remind myself it is possible to achive your goal. Please do visit Taralynn - you never know, you might find something you didn't know you were looking for:) If you click here you will find some advice on what to do to lose a bit of weight (in the Polish version above I translated those, but decided there is no point to just copy them from English to English:))


PS. Buszując po sieci trafiłam na kalkulator, który pozowoli nam obliczyc ile kalorii dziennie przyjmować: Kalkulator. Wpisujemy wiek, płeć, wagę, wzrost (uwaga: tu trzeba w stopach i calach, niestety), stopień aktywności i otrzymujemy wynik: dzienne zapotrzebowanie na kalorie w trzech przypadkach:
1. Normalny (czyli nic nie mamy do zrzucenia)
2. Spalanie tłuszczu (czyli to co interesuje większość z nas)
3. Tryb ekstremalny, czyli super szybki spadek z wagi, którego oczywiście nie poleca się jako stała dietę. Skutek takiego zrzucania wagi jest oczywisty: jo-jo:)

* * *

PS. Browsing through the Internet I have found a calculator, which will help us count the amount of calories needed. We put our age, sex, weight, height and activity level and we get the result. Quite useful I suppose:)