Jak pewnie wszyscy wiedzą, wczoraj obchodziliśmy Dzień Babci, a dzisiaj Dzień Dziadka. Ja już niestety utraciłam obydwa "zestawy" dziadków i babć, a że zapalić świeczki na ich grobach mi nie dane, dlatego też postanowiłam wspomnieć ich tutaj...
* * *
You might not be aware of that, but yesterday in Poland we celebrated "Grandma's Day" and today "Grandad's Day". Unfortunately, I already lost both "sets" of grandparents, and therefore I decided to mention them here.
Oto Babcia Mila i Dziadek Janek (o których pisałam już wcześniej), rodzice mojego Taty. O Dziadku Jasiu jeszcze pewnie w tym roku będzie, ponieważ - gdyby żył - obchodziłby w tym roku 100 lat.
* * *
Set number one: Grandma Mila, and Grandad Jan, my Dad's parents. Grandma was a midwife (and she delivered me, believe it or not, hehe) and Grandad Jan was an artist. He was painting, sculpturing and all sorts of these things:) I will surely write some more about Grandad Jan this year, because - if he was alive - he would have his 100th birthday this year.
Poniżej Babcia Jasia i Dziadek Józio, rodzice mojej Mamy. Dziadek odbierał mnie z przedszkola, jeśli akurat miał pierwszą zmianę, i w drodze powrotnej wstępowaliśmy od czasu do czasu na piwo do baru, w którym były wielkie zielone parapety... To znaczy Dziadek wstępował na piwo, a ja dostawałam od czasu do czasu (!) do spróbowania pianki:) A jeśli nie wstępowaliśmy na piwo z pianka, to zatrzymywaliśmy się w parku i karmiliśmy wiewiórki. "Basia, Basia, Basia" wołaliśmy razem i wiewiórka (albo wiewiórki) przychodziły po orzeszka:)
Babcia Jasia natomist zawsze miała dla swojej wnusi (Anulinki-Pipulinki, hehehe) cos slodkiego... i to w czasach, kiedy o cos słodkiego, typu wyrób czekoladopodoby, nie było wcale tak łatwo. To Babcia, której chciało sie wstac o 4 rano (albo i wcześniej), żeby ustawić się w kolejce do rzeźnika, żeby wnusia miała w niedziele kotleta schabowego.... A ja potem wierciłam widelcem w tym kotlecie :( bo taki niejadek ze mnie był. Chociaż pajde chleba z podłą mielonką i musztardą wtryniałam z wielką chęcią - ot dziecko kryzysu:)
* * *
Below "set" number 2 - Grandma Janina and Grandad Joseph, my Mum's parents. Grandad used to pick me up from kindergarten (that is, if he was working morning shift on the day) and on the way back, we were popping for a minute into a local pub that - as I remember - had very big green windowsills. Grandad had a pint of beer, and I... was sometimes allowed (if I was really lucky) have a tiny try of the foam:) And if we didn't pop in for a beer, we were feeding squirels in the park...
Grandma always had something sweet hidden in the cupboard for her little grandaughter (and it's worth to mention that it was in times, when someting sweet was not very easy to purchase at all). She was a lady that didn't mind to get up at 4 am (or even earlier) to start queing at the local butcher's, so that her little grandaugther had a nice piece of pork loin for dinner... and the grandaughter was later playing up at the table, 'cause she was a bit of a poor eater. Although she would happily consume a thick slice of bread with some sort of low quality precooked meat product, and a thick layer of mustard on the top - oh well, a child of the crisis time, I say!
Szkoda, że już ich nie ma...
Wszystkim Babciom i Dziadkom - wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i pociechy z wnuków:)
* * *
What a pity they are not around anymore...
and for all of you who are Grandmas and Grandad - have a happy day, enjoy your grandchilden, and may your dreams come true