najpiękniejsze mam... Co? O tym za chwilę. Duma mnie dzisiaj rozpiera potworna, bo dokonałam dzieła tworzenia. Blogowe towarzystwo nie tylko jest w dechę, ale ma jeszcze nieprawdopodobną moc oddziaływania na innych, inspirowania po prostu. Ja również uległam temu działaniu i stworzyłam dzisiaj pomoc kuchenną :)
Po pierwsze, w zeszłym roku pod choinkę (to znaczy pod choinkę 2008 a nie 2009) dostałam od mojego osobistego maszynę do szycia. Bo chciałam. Bo uważam, że maszyna do szycia to takie ustrojstwo co to w domu być musi. Nawet jak się ustrojstwa tego nie używa. No to dostałam. Maszyna owa do dzisiaj stała sobie spokojnie nierozpakowana w szafie...
Po drugie, mam ci ja rękawice kuchenne, które dostałam od mojej Mamy. Wiekowe są już bardzo (czytaj: sfatygowane okrutnie). Troszkę przetarte, troszkę przypalone... po prostu intensywnie używane :) "Wyrzuć" - mówi osobisty. "Kupimy nowe". No to ja na to, że nie wywala się tak ot prezentu matczynego, nie? Inne wyjście trzeba znaleść...
Po trzecie, wytargałam ci ja dzisiaj rzeczoną maszynę z szafy i postanowiłam się z nią zapoznać :) Skrajnych emocji przy tym było co niemiara: od euforycznej wręcz radości, po przekleństwa i zgrzytanie zębami. Jak widać koncentrowałam się przy tym maksymalnie, aż dziw, że mi się procesorek nie przepalił:)
No i w końcu ruszyłam z koksem :) I uszyłam sobie:
POKROWCE na rękawice kuchenne. Pokrowce, bo ja oczywiście te stare, przypalone i podarte od rodzicielki otrzymane rękawice wpakowałam do środka :) Taka sentymentalna duszyczka ze mnie!
Prosze się tu ze mnie nie nabijać. Dzieło moje jest moim pierwszym, więc oczywiście, że nie jest doskonałe; tu krzywo, tam nierówno (oj bardzo nierówno nawet), kot z aplikacji nie za bardzo kota przypomina (tak na marginesie, kot jest zrobiony od tylca, jakby ktoś pytał) :) Ale ja i tak jestem z siebie dumna, bo do tej pory poza przyszyciem guzika, tudzież zszyciem jakiejś niewielkiej dziurki, z igłą nie miałam nic wspólnego. Nie mówiąc już o szyciu mechanicznym (a dziadowie moi obaj krawcami po profesyji byli... ech..).
Jak widać jednak mojemu wiernemu fanowi, Dieselkowi się spodobało. Boroczek, pewnie myślał, że mamusia uszyła mu zabaweczkę do tarmoszenia :) Może następnym razem, bo na tych pokrowcach to ja raczej nie skończę.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej niedzieli, a ja idę ugotować kolacyjkę na ciepło, oczywiście korzystając z moich nowych, pięknych POKROWCÓW!! Dzisiaj będzie leczo :) Smacznego...