że się tak ośmielę zapytać. No bo jak to tak... Będąc dziecięciem małym ze wszech stron pienia zachwyconych głosów słyszałam a teraz.... No i tak myślałam i myślałam i wpadłam na to, że chyba wszyscy tu o mnie zapomnieli :( No to mówie do tej mojej Mamy deZeal: "Ale ty paskudna mamucha jesteś wiesz? O Dyziu to bez przerwy coś piszesz, a o mnie to... że się tak wyrażę: kot bury (znaczy się wielkie NIC)". A ona mi na to: "Ale jak to o Dyziu cały czas, przecież ja sama na blogu nie byłam przez ho ho ho, a może nawet i ho ho ho ho. No ale jak tak chcesz, co siadaj i pisz, w końcu nie od parady imię po wielkim poecie dostałaś"...
No to się wpakowałam - myślę sobie... Pewnie jeszcze wierszem mam pisać, hehehe, Pushkin to może ja i jestem, ale nie ten od poezyji :) No i tak siedzę i myślę...
... no bo cóż takiego mam napisać? O tym jak to któregoś pięknego dnia strasznie mi się zachciało zaprzyjaźnić z innymi kotami (płci męskiej oczywiscie) i w związku z tym piękne serenady wyśpiewywałam z parapetów okiennych na wszystkie cztery strony świata?? No naprawdę się starałam moim uroczym kocim sopranem naczystsze dźwięki z gardła wydobywać... niestety, mamucha niedobra nie podzielała zachwytu dla moich umiejętności wokalnych i zapodała mi niezłe kuku tydzień później. A potem jej przykro było, jak taka bidula do domu wróciłam od weta... a dobrze jej tak, hehehe. A ja od tego czasu nie śpiewam już, bo w tym domu to się na prawdziwej sztuce i tak nie znają, to co się będę wyslilać, nie?
A propos weta, to znowu mnie tam zatargali całkiem niedawno. Z Dionizym byłam w celu przeglądu i szczepień:) Dyzio oczywiście do samochodu nie za bardzo, więc mamucha musiała mu pomóc i tyłek podsadzić, co by się pan hrabia wielmożny do karety dostał i wygodnie na salonce z tyłu położył. Ja oczywiście jak na arystokrację przystało zostałam wniesiona w mojej osobistem lektyce:) No i vonZeal-tata-szofer zabrał nas do weta. A tam cyrk normalnie na kółkach. Dionizy został poddany przglądowi jako pierwszy i wet powiedział, że jest straszliwie grubaśny i na dietę go trzeba..., znaczy się mniej kąsków ponętnych dostawać teraz musi:) No mówie wam, zwijałam sie tam w tej mojej lektyce okropnie ze śmiechu jak słyszałam co ten wet opowiadał i jak widziałam Dionizego zawstydzone spojrzenie, hehehe...
Ale potem przypomniałam sobie takie przysłowie "nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku..." Bo przyszła moja kolej. I wytaragali mnie z mojej lektyki i wet pooglądał ze wszystkich stron (oczywiście skomplementował moją śliczna buzię, a jakże) a potem wsadził mnie na wagę. I wiecie co??? Powiedział, że ja również mam trochę za dużo tłuszczyku. Bo 4 kilogramy ważę, a według niego będąc kotem drobnym powinnam ważyć 3 i pół... no szczyt normalnie, żeby kociej arystokracji wagę wypominać!!!! No jak tak można do DAMY????? Widział to kto ? Kot wagi piórkowej mam być!! Obraziłam się! Więcej tam nie pójdę!
Nie wiem dalczego ten wet tak powiedział, bo ja wcale leniwa nie jestem, żeby z tego lenistwa w tłuszczyk obrastać... Bo ja - drodzy Państwo - bardzo dużo w domu pomagam. Insekty różne latające albo pajęczyny przędące wyłapuję, lodówkę rozmrozić potrafię...
ogród wypielić...
Ale najbardziej lubię obserwować co się dzieje w około:
Macham do Was łapką na dobranoc:)
... no bo cóż takiego mam napisać? O tym jak to któregoś pięknego dnia strasznie mi się zachciało zaprzyjaźnić z innymi kotami (płci męskiej oczywiscie) i w związku z tym piękne serenady wyśpiewywałam z parapetów okiennych na wszystkie cztery strony świata?? No naprawdę się starałam moim uroczym kocim sopranem naczystsze dźwięki z gardła wydobywać... niestety, mamucha niedobra nie podzielała zachwytu dla moich umiejętności wokalnych i zapodała mi niezłe kuku tydzień później. A potem jej przykro było, jak taka bidula do domu wróciłam od weta... a dobrze jej tak, hehehe. A ja od tego czasu nie śpiewam już, bo w tym domu to się na prawdziwej sztuce i tak nie znają, to co się będę wyslilać, nie?
A propos weta, to znowu mnie tam zatargali całkiem niedawno. Z Dionizym byłam w celu przeglądu i szczepień:) Dyzio oczywiście do samochodu nie za bardzo, więc mamucha musiała mu pomóc i tyłek podsadzić, co by się pan hrabia wielmożny do karety dostał i wygodnie na salonce z tyłu położył. Ja oczywiście jak na arystokrację przystało zostałam wniesiona w mojej osobistem lektyce:) No i vonZeal-tata-szofer zabrał nas do weta. A tam cyrk normalnie na kółkach. Dionizy został poddany przglądowi jako pierwszy i wet powiedział, że jest straszliwie grubaśny i na dietę go trzeba..., znaczy się mniej kąsków ponętnych dostawać teraz musi:) No mówie wam, zwijałam sie tam w tej mojej lektyce okropnie ze śmiechu jak słyszałam co ten wet opowiadał i jak widziałam Dionizego zawstydzone spojrzenie, hehehe...
Ale potem przypomniałam sobie takie przysłowie "nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku..." Bo przyszła moja kolej. I wytaragali mnie z mojej lektyki i wet pooglądał ze wszystkich stron (oczywiście skomplementował moją śliczna buzię, a jakże) a potem wsadził mnie na wagę. I wiecie co??? Powiedział, że ja również mam trochę za dużo tłuszczyku. Bo 4 kilogramy ważę, a według niego będąc kotem drobnym powinnam ważyć 3 i pół... no szczyt normalnie, żeby kociej arystokracji wagę wypominać!!!! No jak tak można do DAMY????? Widział to kto ? Kot wagi piórkowej mam być!! Obraziłam się! Więcej tam nie pójdę!
Nie wiem dalczego ten wet tak powiedział, bo ja wcale leniwa nie jestem, żeby z tego lenistwa w tłuszczyk obrastać... Bo ja - drodzy Państwo - bardzo dużo w domu pomagam. Insekty różne latające albo pajęczyny przędące wyłapuję, lodówkę rozmrozić potrafię...
ogród wypielić...
Ale najbardziej lubię obserwować co się dzieje w około:
Ale przecież każdemu czasem należy się odpoczynek po tak ciężkiej pracy. Wtedy najbardziej lubię leżeć i ładnie pachnieć :)
Macham do Was łapką na dobranoc:)
Aleś mnie ubawiła:)) Oczywiście do Moofki mówię:) Wagę olej, bo te pół kilo to zleci przy amorkach;) ( nawet przy samym śpiewie) a widać jak DeZeal rozmraża lodówkę, to raczej i tak nic w niej nie ma:)) Niestety nie dało się nie zauważyć, że lubisz być pachnąca... Escape zauważyłam, podzielam, ale reszta butli to już przesada, nawet jak na arystokratę:))) ;)
OdpowiedzUsuńCmok w łapki i buziak dla niedobrych co Cię głodzą;)
Fajny z ciebie sierściuch :-)
OdpowiedzUsuńMordka sympatyczna, oczka śliczniusie, futerko milusie :-)
Jest kogo tarmosić.
Pushkin przyjezdżaj do cioci na wakacje, odpoczniesz. Weta na kilometry brak, żarcie jest, z psami szybko nadwagę stracisz.
OdpowiedzUsuńBuziole i pozdrów Pancie - niech tez cos napisze.
Buziole w nochu zimny
:-))))))))))))))
OdpowiedzUsuńNo nareszcie Pańcia dopuściła Pushkinkę do głosu. Proszę częściej! Miło poczytać, co pod arystokratycznym futerkiem piszczy. I nie głodź jej za bardzo. nie wiesz, że w pewnym wieku kobieta (nawet kocia) musi wybrać - tyłek czy twarz... ;)))
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno.
A to ci wspolczuje z dwoma czterolapymi na diecie:((( Latwo pewnie nie masz-miaruje po moich, wiecznie glodnych paszczach:)
OdpowiedzUsuńMoofka piekna jak zawsze, jak mozna o niej zapomniec!
Ale słodki, fotogeniczny kociak i boskie fotki!
OdpowiedzUsuńKociczko srebrem pokryta, jesteś cudna, a pani za to, że o tobie nie piszę podrap co nieco, to od razu zacznie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was obie :)
Piękna kicia!
OdpowiedzUsuńBoże jakie cudne kociaki!!!!!!!!Wymiękłam!!!!już je kocham!!!
OdpowiedzUsuńPUSHINCIU-ALEZ TY UROSLAŚ...A PIEKNAS!!!!!!!A WETEM SIE NIE PRZEJMUJ....STRASZNIE NIETAKTOWNY...:)
OdpowiedzUsuńAle slodziaczek, cudna jest:) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń