..."to ja, to ja, to ja... Słyszysz? Wołam do Ciebie z daleka..." Tak, tak, deZeal znowu nadaje (hihi, tak mi się jakoś Czterej Pancerni i kapitan Kloss przypomnieli).
Jesteśmy na miejscu, święta minęly bez większych fajerwerków, co prawda nie tak pięknie jak na zaprzyjaźnionych blogach, bo wszystko, łącznie z choinką, było przygotowane na szybko, ale było ok. W przyszłym roku będzie lepiej... Miejmy nadzieję, że przyszły rok generalnie będzie lepszy, bo ten obecny to jakiś taki do niczego jest: finansowo beznadziejnie, większość podjętych w tym roku decyzji okazała się jakby nie do końca przemyślana... i jeszcze, jakby tego było mało, w listopadzie straciliśmy naszą kochaną kotkę :(:( Na szczęście jeszcze tylko parę dni tego roku i może karta się obróci :)
No dobrze. Postanowiłam wczoraj zrobić kilka zdjęć do bloga, coby tu troszkę aktualności przedstawić. W tym celu, wychodząc wczorajszym rankiem z piesiem na spacer, zaopatrzyłam się również w aparat fotograficzny. I tak sobie troszeczkę popstrykałam starając się przy okazji zmęczyć psa...
Po jakiejś godzinie włóczenia się po okolicznych polach, doszłam do wniosku, że po pierwsze: zarówno ja, jak i Diesel jesteśmy utytłani w błocie po pachy (w przypadku Diesla dosłownie po pachy), po drugie, Diesel wydaje się być wystarczająco zmęczony i po trzecie, że warunki niespecjalnie sprzyjają fotografowaniu - było szaro, buro i generalnie okropnie. Stwierdziłam więc, że więcej zdjęć do blogaska zrobię następnego dnia, czyli dzisiaj. I co?? ZONK NAD ZONKAMI! Budzę się rano a tu deszcz, i to nie byle jaki, tylko taki porządny :). Zdjęć okolicznych krajobrazów więc dzisiaj niet, ale tak dla równowagi pokaże Dyzinka mojego ukochanego, zmęczonego po urodzinowym spacerku (Diesel miał urodzinki 26 grudnia - 2 latka skończył mój chłopczyk kochany) :)