poniedziałek, 21 lutego 2011

Autobusy zapłakane deszczem....

... i chociaż tu autobusów tyle co - nomen omen - kot napłakał, to jednak "od tygodnia leje w mym mieście". No dobra, prawie, bo po pierwsze to nie miasto tylko wieś, a po drugie nie dokładnie od tygodnia, tylko od zdaje się pięciu dni, z przerwą na sobotę. Ale zawsze.


Więc jestem sobie tu w kolorze BLUE:( I.... nuda. Ani wyjść gdzieś, bo pada, ani pojechać - bo nasz osobisty środek komunikacji samochodem zwany strajk ogłosił i zdecydowanie odmówił dalszej współpracy (a autobusów - nomen omen - tyle we wsi co kot napłakał, hehehe). Chałupa jako-tako posprzątana, pranie wyprane i się suszy, a to co suche wyprasowane. Nuda... I siedzę tak i myślę, co dobre na nudę. I wymodziłam, że coś ugotuję:) Takiego w typie pogodowym, w sensie, że "do łezki łezka". To znaczy, nie chodzi mi o to, że jakieś wstrętne jadło pichcę w kotle wielgachnym drewnianą warzechą mieszając od czasu do czasu, hehehe, a potem wszyscy w domu płaczą bo bleee, a ja z tą drewnianą warzechą stoje nad nieszczęśnikami i tłukę po łbach, jak które przypadkiem odmawia jedzenia, hehehe. Chodzi o to, że to tak mi się skojarzyło; jadło typu "do łezki łezka", czyli na smutne pogodowo dni, jak dzisiaj u mnie, kiedy autobusy zapłakane deszczem... Chociaż myślę, że nada się również i na mroźne wieczory...
No więc serwujemy dzisiaj zupę, gęstą okrutnie i równie okrutnie mniamuśną:) No i zdrową chyba, bo z soczewicy. A jakby tego mało, to jeszcze ciecierzycy się do niej dodaje:) Ale to nie wszystko... Kochani to jest zupa, którą - przynajmniej na samym początku - proponuję gotować w masce chirurgicznej i goglach, hihihi... Nie, nie śmierdzi:) Tylko trochę szczypie i drapie w gardle i w oczach, kiedy to na sucho, w garnku z dość grubym dnem, praży się suszone płatki papryczki chilli:) Na szczęście proces prażenia jest krótki - kiedy tylko chilli zaczyna oddawać aromat, dodajemy około łyżki oleju, a następnie wrzucamy na to poszatkowaną czerwoną cebulę. W tym momencie możemy juz ściągnąć gogle i pozbyć się maski:)
Cebulkę podsmażamy przez około 5 minut. Kiedy zmięknie wlewamy gorącą wodę, albo wywar - tak około 1,2 litra (ja dodaje wywar z kostki) i wsypujemy czerwoną soczewicę (około 250 g). Następnie dodajemy puszkę pomidorów (400 g) i doprowadzamy do wrzenia, po czym zmniejszamy ogień i gotujemy aż soczewica zmięknie. Kiedy to juz nastąpi, bierzemy magiczne urządzenie zwane blenderem i zzzzzz..... rozmemłujemy (jak ja lubie taką nowomowę, hehehe) na puree. A na koniec dodajemy puszkę ciecierzycy i ewentualnie jakieś przyprawy do smaku. Podajemy z kleksimiem śmietany, albo jakims zielskiem typu pietrucha, czy kolendra - ja nie miałam, to nie podałam:) Znaczy się zielska nie podałam, bo zupę to i owszem. Mniam... Polecam wszystkim ZUPĘ - WIATR. Bo wiecie, tak sobie pomyślałam, że skoro soczewica i ciecierzyca to rośliny strączkowe, to po ich zjedzeniu nasz organizm produkować gędzie hmmm... gazy:) No to jak się tak tej zupy najemy, to może ten WIATR, który naprodukujemy (hehehe) rozgoni chmury okropne deszczowe? I przestanie padać? I autobusy już nie będą zapłakane???

Tak czy siak - jeszcze nie skończyłam w kwestii kuchennej:) Na drugie, ewentualnie na kolację (byle nie przed ważną randką, tudzież istotnym spotkaniem z potencjalnym partnerem w biznesie, no chyba, że ewentualny partner nie ma nic przeciwko perfumowanemu oddechowi) proponuję cebulową tartę. Przepis na tartę wygrzebałam z kulinarnego magazynu, nie mniej jednak w trakcie jej przygotowywania dokonałam tylu modyfikacji, że z właściwego przepisu pozostał jedynie składnik - klucz, czyli cebula. Tym samym stwierdzam, że ta tarta jest już moja, a nie magazynowa:) Ciasto na tartę jak zrobić każdy wie, a jak nie wie to sobie może poszukać Internecie:) Ja nie wiem, a szukać mi się nie chciało, wieć wykorzystałam gotowe ciasto mrożone. A co, trzeba sobie ułatwiać życie:) Chociaż tak sobie myślę, że może nastepnym razem nie będę już taka leniwa i zrobię sama... Zastanowię się jeszcze:) A póki co podaję jak zrobić do tarty wypełniacz, czyli to co się wylewa na podpieczone uprzednio ciasto.
Otóż moi mili bierzemy sobie tak ze cztery dorodne cebule, obieramy i kroimy w cienkie plastry, wrzucamy to na gorący olej i podsmażamy aż nam cebula zmięknie i zacznie się szklić. W czasie kiedy cebula nam się smaży, bierzemy trzy jajka i rozbełtujemy je pięknie na jednolitą masę jajeczną, po czym dodajemy około szklanke mleka i mieszamy. Pieprzymy do smaku i dodajemy starty ser żółty - ja dodałam pokruszoną fetę. Kiedy cebula jest juz gotowa, bierzemy ją i siuup! wywalamy ją na podpieczone uprzednio w piekarniku ciasto i zalewamy to wszystko przygotowanym płynem jajeczno-mleczno-serowym. I do pieca! Na jakieś 30-40 minut:) A bym zapomniała - temperatura pieczenia tarty to około 180 stopni.


Moje drogie koleżanki, naprawdę polecam cebulową tartę. Jest pyszna i zupełnie nie rozumiem dlaczego nie wpadłam na pomysł zrobienia tarty z cebuli wcześniej. Można jeść na ciepło i na zimno. Jest świetna kiedy lodówka świeci pustkami, a najlepsze jest to, że można ją zamrozić (podobnie zresztą jak zupę - WIATR). Czyli następnym razem, kiedy autobusy zapłakane deszczem będą sunąć po mokrym asfalcie jak ogromne polarne foki, a my będziemy totalnie w kolorze blue, bez ochoty na cokolwiek, a już zwłaszcza na gotowanie, to wystarczy otworzyć zamrażarkę - kolacja będzie gotowa:) No, prawie gotowa:)


PS. Inspiracją moją dzisiejszą była oczywiście nie tylko pogoda za oknem, ale również tekst "Do łezki łezka" Jonasza Kofty, zaśpiewany przez niezawodną Marylę Rodowicz.  

15 komentarzy:

  1. DeZalko droga ależ mi narobiłaś ochoty na tę wietrzną zupę!:D:D W życiu ciecierzycy ani soczewicy nie gotowałam, więc chyba najwyższa pora, zwłaszcza, ze rosoły i pomidorowe tudziez inne barszcze- nudzą mnie już okrutnie! To po zrobieniu stosownych zakupów, poczynię te pyszną zupkę, a jak się okaże nie być wystarczająco dobra...to przywalę komuś w łeb...drewnianą łyżką;):D:D:DPozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupę z soczewicy robię inną, ale tej tarty cebulowej to na bank spróbować muszę, bo ja tam cebulę to mogę jeść pasjami wręcz, o :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no... taki obiadek, to już prawdziwy hardcore zapachowy. Coś w rodzaju sposobu na niechcianego absztyfikanta albo teściową, która przyjechała na dwa dni a się zasiedziała...Ale jeśli ma przewiać czarne chmury, to niech tam. Powiejemy! ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupę jak zupę ale na te tartę to się skuszę. Może nawet pojutrze:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tartę wrąbałabym tak jak stoję ! Co tam ziew :-)
    Pozdrawiam z bardzo mroźnej Polski

    OdpowiedzUsuń
  6. Zupa ma świetną nazwę haha A do zrobienia czegoś z cebuli przymierzam się od jakiegoś czasu i chyba czas się zabrać... za tartę! Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam dziś zbyt wiele czasu na obiad, więc tarta jak znalazł

    dzięki za pomysł
    pozdrawiam
    13ka

    OdpowiedzUsuń
  8. taka tarta zapowiada się rzeczywiście przepysznie. na dodatek z posypką ze świeżej natki i jestem w niebie. a jakie aromaty muszą się roznosić podczas jej przyrządzania... :)

    pozdrawiam,
    Paula

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta Twoja wietrzna z soczewicy to całkiem jak moja dzisiejsza grochówka, nie?;)
    Posyłam 20 dkg słońca, więcej nie dam:))

    OdpowiedzUsuń
  10. i jak tam,pada jeszcze??:)
    tarta cebulowa....faktycznie dobra,ale nie przed waznym spotkaniem;)

    OdpowiedzUsuń
  11. i jak tam,pada jeszcze??:)
    tarta cebulowa....faktycznie dobra,ale nie przed waznym spotkaniem;)

    OdpowiedzUsuń
  12. de'Zealku, życzę Ci Kochana spokoju, radości, pogody ducha...
    WESOŁYCH ŚWIĄT! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. kochana co się tam u Ciebie dzieje, buziaki i wszystkiego NAJ !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Puk, puk!
    Gdzie przepadlas na tak dlugo???
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ej-odezwij się. Żyjesz?
    Buziole w noch

    OdpowiedzUsuń