No i jak ja mam myśleć o zrzucaniu zbędnych kilogramów, jak mnie tu tradycja tłustoczwartkowa prześladuje?? E tam... zacznę jutro ;) Tradycja - rzecz święta, a jak do tego jeszcze tradycja owa jest smaczna, to... no, nie można odmówić:)
* * *
Today is one of those days, when you have to stop dieting. Seriously... I mean Fat Thursday happens only once in the whole year! Cultivating tradition is very important in any case, but when tradition is also tasty - well, then you simply must oblige !!! Diet can wait till tomorrow ;)
Zatem dzisiaj z samego rano należało udać się do pewnego sklepu od czteroliterowej nazwie, z których pierwsza to L i - cóż za zbieg okoliczności - ostatnia również L! Bo od czasu jak nam w owym sklepie dobudowali piekarnię, tam właśnie można kupić najlepsze pączusie... takie nasze, polskie, prawdziwe, z marmolada i cukrem pudrem... no prawie jak w domu!
* * *
Therefore this morning, a little trip has been organised. A trip to a shop whose name consists of four letters, starting with L and finishing - amazingly enough!! - with an L too! Because this particular shop is the only place when we can buy THE BEST DOUGHNUTS! So real, so tasty, so... Polish:) With yummy marmolade and icing sugar on the top. Almost like at "mum's home".
A do pączusiów herbatka z cytrynką (ewentualnie kawusia, jak ktoś preferuje) i towarzystwo różowych tulipanów (też w powyższego sklepu na L)...
* * *
The heavenly doughnuts are accompanied by an equally heavenly cup of tea with a slice of lemon or milk (English way) or a cup of coffee if anybody would ratherr, and a totally amazing bunch of pink tulips... guess from where? Exactly, from the very same shop, starting with L:)
Smacznego!
* * *
Enjoy:)